piątek, 28 lutego 2014

Drżenie - Maggie Stiefvater


Maggie Stiefvater - amerykańska pisarka, autorka książek głównie z gatunku urban fantasy, jej pasją jest także malarstwo i muzyka.

Siedemnstoletnia Grace często wraca myślami do pewnego wydarzenia z dzieciństwa, kiedy to została zaatakowana przez sforę wilków. Sparaliżowana strachem nie krzyczała, nie walczyła i nie broniła się. Przerażona czekała na to, co się wydarzy. Dziewczyna jakimś cudem wyszła z tego cało i chociaż od tamtego zdarzenia minęło sporo czasu, wciąż ma w pamięci wpatrzone w nią, brązowozłote oczy jednego z członków watahy - wilka, który jak jej się wydaje, uratował ją tamtego dni od śmierci.

Mijają lata, a co roku, wraz z nadejściem zimy na skraju lasu pojawia się sylwetka tamtego wilka. Chociaż dzieli go od Grace dosyć duża odległość, dziewczyna niemal czuje piżmowy zapach jego skóry. I te niesamowite, hipnotyzujące oczy uparcie w nią wpatrzone. Jest w  tym wilczym spojrzeniu coś ludzkiego, co trudno pojąć i wyjaśnić…

Tymczasem miasteczkiem wstrząsa straszliwa wiadomość - jeden ze szkolnych kolegów Grace został zaatakowany przez wilki. Wstrząśnięci mieszkańcy postanawiają na własna rękę rozprawić się z tymi niebezpiecznymi zwierzętami. Dziewczyna próbuje za wszelką cenę zapobiec polowaniu. Obawia się, że może na zawsze utracić swojego ukochanego wilka. Nie wie jeszcze, że w wyniku toczących się wydarzeń, odkryje wreszcie tajemnicę tych magicznych, brązowozłotych oczu…

Drżenie to pierwsza część trylogii o wilkołakach z Mercy Falls. Sama bardzo rzadko sięgam po paranormal romance i jak w opisie na okładce pojawia się wzmianka o wilkołakach lub innych magicznych stworzeniach, odkładam książkę z powrotem na półkę. Tym razem jednak się przełamałam i nie żałuję. Może podziałała na mnie klimatyczna okładka, a może po prostu dla odmiany potrzebowałam sięgnąć po coś zupełnie innego niż zazwyczaj. Już na samym początku dałam się wciągnąć intrygującej fabule. Podobał mi się sposób narracji zastosowany przez autorkę. Wydarzenia poznajemy z perspektywy dwójki głównych bohaterów, co sprawia, że całość wydaje się bardziej interesująca. Chociaż motywem przewodnim jest oczywiście miłość, to jest to również opowieść o samotności, strachu i akceptacji. Doceniam także kreacje głównych bohaterów. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że Grace nie jest głupiutką, naiwną nastolatką, a Sam zabójczo przystojnym egoistą i podrywaczem. Największy plus jednak daję za samo podejście do tematu. Wilkołaki w tej powieści zostały tak przedstawione, że chyba zmieni się moje negatywne nastawianie do tego motywu.

Drżenie ma oczywiście także swoje słabe strony. Według mnie Stiefvater mogła wprowadzić więcej wątków pobocznych lub jakoś rozbudować te już istniejące, bo chociaż początek i koniec powieści jest ciekawy, to w środku fabuła jest nieco rozwlekła i miejscami po prostu nic się nie dzieje. Zdziwiło mnie podejście bohaterów do odkrycia faktu istnienia wilkołaków. Wszyscy niemal bez mrugnięcia okiem przeszli nad tym do porządku dziennego, a powinni być raczej w szoku. Nie przekonuje mnie również zakończenie. Wprawdzie akcja nabiera tam tempa, ale pomysły bohaterów wydają mi się nieco za bardzo naciągane.

Drżenie polecam nie tylko fanom gatunku, ale również wszystkim mającym, podobnie jak ja, uprzedzenie do tego rodzaju książek. Jest to paranormal romance na przyzwoitym poziomie i warto było się przełamać. Z pewnością sięgnę po kolejne części trylogii.

Moja ocena: 4,5/6

poniedziałek, 24 lutego 2014

Dziecko śniegu - Eowyn Ivey


Eowyn Ivey - wychowała się na Alasce, Dziecko śniegu to jej debiutancka powieść, za którą autorka otrzymała nominację do nagrody Pulitzera.

Wyobraźcie sobie mroźną krainę, jak okiem sięgnąć pokrytą śniegiem i targaną zimnymi wiatrami. Taką krainą jest Alaska i właśnie tam postanowili zamieszkać bohaterowie powieści - Mabel i Jack. Zawsze byli bardzo kochającym się małżeństwem, marzyli o dziecku, niestety nigdy nie było im dane usłyszeć tupotu małych nóżek biegających po domu. Próbując jakoś zapełnić pustkę i rozpacz, które wdarły się w ich życie, podejmują decyzję o przeprowadzce na Alaskę. W tym położonym na końcu świata miejscu chcą zacząć wszystko od nowa, znaleźć ukojenie i nadać swojemu życiu sens.

Życie na trudnej, alaskiej ziemi wymaga ogromnego wysiłku i samozaparcia, ale Mabel i Jack są zdeterminowani. W końcu nic innego już im nie pozostało. I choć początki nie są łatwe, często dopada ich zwątpienie, to w końcu obydwoje przystosowują się do nowych warunków i z biegiem czasu zaczynają dostrzegać piękno tej mroźnej krainy. Któregoś dnia nawet, wykorzystując chwilę beztroski, lepią bałwana, a konkretnie śniegową dziewczynkę, ciesząc się przy tym jak dzieci. Kiedy budzą się następnego ranka ze zdumieniem odkrywają przed swoją chatą ślady małych stóp na śniegu. Prowadzą one do lasu i zaczynają się w miejscu, gdzie jeszcze dzień wcześniej stała śniegowa dziewczynka, po której teraz nie ma nawet śladu…

Tak właśnie rozpoczyna się ta magiczna opowieść o nadziei, ogromnej potrzebie miłości i poszukiwaniu szczęścia w życiu. Autorka łączy ze sobą dwa różne światy - rzeczywisty i baśniowy, umiejętnie zacierając miedzy nimi granice. Postać dziewczynki otacza aurą tajemniczości i w pewnym momencie, podobnie jak bohaterowie, nie wiemy w co tak naprawdę możemy wierzyć, a co jest jedynie magią, wytworem wyobraźni. Trzeba też przyznać, że Eowyn Ivey udało się stworzyć w powieści niesamowity klimat. Myślę, że niemały wpływ na to miały piękne opisy surowej, alaskiej przyrody. Podczas czytania niemal czułam na plecach chłód i słyszałam ciche skrzypienie śniegu. Wprawdzie zimy wprost nie znoszę, ale w tym przypadku dałam się zauroczyć tej porze roku. Nie mogę też nie wspomnieć o cudownym wydaniu tej książki. Obok takiej okładki po prostu nie da się przejść obojętnie.

Na koniec muszę wspomnieć o słabszych stronach tej powieści. Dla mnie była to przede wszystkim dosyć rozwlekła fabuła. Zdaję sobie sprawę, że taki właśnie jest urok baśni i że nie jest to powieść sensacyjna, gdzie można oczekiwać szalonych zwrotów akcji, ale mimo wszystko :) Poza tym, chociaż debiut Eowyn Ivey uważam za udany, muszę odmówić mu oryginalności. Autorka wprawdzie napisała naprawdę urzekającą historię, ale całość jest mocno inspirowana starą rosyjską baśnią. Na koniec jeszcze jedna mała rzecz, która zwróciła moją uwagę. Denerwowało mnie, że autorka pisała o 50 - letnich (przynajmniej na początku powieści) bohaterach, jak o zniedołężniałych staruszkach. Może akurat w tym przypadku za bardzo się czepiam, ale tak już mam :)

Pomimo drobnych mankamentów Dziecko śniegu to powieść pełna uroku, idealna na zimowe wieczory. Polecam każdemu, kto chce dać się porwać tej niezwykłej baśni.

Moja ocena: 4,5/6

niedziela, 23 lutego 2014

To już 3 lata!

Kochani,
Dzisiaj mijają dokładnie 3 lata od pojawienia się pierwszego wpisu na tym blogu. Nie będę przytaczać żadnych statystyk, chciałam tylko powiedzieć DZIĘKUJĘ. Za to, że czytacie, komentujecie i sprawiacie, że mam masę radości z tej swojej pisaniny. Mam nadzieję, że nadal chętnie będziecie tu zaglądać. A jeśli chodzi o urodzinowe życzenie, to mam tylko jedno: mieć więcej czasu na czytanie, bo z tym, jak pewnie sami wiece, nie zawsze jest łatwo :)



środa, 19 lutego 2014

Autobiografia. Myśli nie tylko o sobie. Tom 1: 1915-1959 - Jan Twardowski


„Spisywanie wspomnień jest często okazją do pisania o sobie - jak ktoś zażartował - jeśli z tego nie skorzystam i nic o sobie nie powiem, któż będzie o mnie wiedział…” - tak Jan Twardowski pisze we wstępie do swojej autobiografii, tłumacząc, trochę z przymrużeniem oka, pomysł jej napisania. Bo sam o sobie tak naprawdę mówił raczej mało i niechętnie, nigdy nie był też skłonny do zwierzeń. Był za to człowiekiem wielkiej wiary, nadzwyczaj skromnym, pełnym pokory i życiowej mądrości.

Pierwszy tom autobiografii jest opowieścią o domu, szkole i pierwszych próbach literackich, a także o historii powołania i początkach kapłaństwa. Twardowski wiele uwagi poświęca czasom swojego dzieciństwa. Z sentymentem mówi o rodzinnym domu, pełnym ciepła i miłości. Powraca myślami do młodzieńczych lat i te wspomniani są jak żywe, pełne szczegółów i barw, budzą emocje. Ksiądz pisze, że „na starość często zapomina się, gdzie się położyło okulary, nożyczki, ale w sposób wyjątkowy pamięta się to, co było bardzo dawno”.

Jedną z najważniejszych osób w życiu Księdza była jego matka. Wspomina ją zawsze z miłością i szacunkiem. Miała na niego wielki i dobry wpływ i to właśnie ona nauczyła go pacierza. Jan Twardowski, jak sam to podkreśla, wyniósł wiarę z domu. I jeśli ktoś pyta, kto go nauczył wiary, zawsze odpowiada, że matka, bo chociaż studiował i spotykał na swojej drodze wielu mądrych ludzi, najwięcej zawdzięcza swojej rodzicielce.

Czytając książkę nie można nie doszukiwać się w niej odpowiedzi na pytanie o źródło powołania księdza. Twardowski wyznaje, że zawsze chciał pomagać ludziom, służyć i być im użytecznym, ale nigdy nie przypuszczał, że zostanie księdzem. Pisze, że „tajemnica powołania jest bardzo trudna do wytłumaczenia” oraz „Jestem księdzem i na pewno było to moją decyzją. Wytrwałem w seminarium. Kiedy jednak patrzę po latach na swoje życie, widzę, jak Bóg mnie do tego przygotowywał, chociaż wcale nie zdawałam sobie z tego sprawy”.

Autobiografia nie tylko ukazuje szczegóły z życia Księdza, ale pozwala również zobaczyć proces kształtowania się jego osobowości, poglądów i wiary. Te fragmentaryczne wspomnienia, urywki wypowiedzi i strzępki informacji układają się w niezwykłą opowieść o życiu Jana Twardowskiego.

Wszystkim zainteresowanym postacią Księdza polecam tę pozycję. Sama muszę koniecznie rozejrzeć się za drugim tomem. Zachęcam także do zapoznania się z książkę Magdaleny Grzebałkowskiej - Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego, której recenzję znajdziecie tutaj.

Moja ocena: 5/6

czwartek, 13 lutego 2014

Hobbit, czyli tam i z powrotem - John Ronald Reuel Tolkien


John Ronald Reuel Tolkien - angielski filolog i pisarz, jeden z prekursorów gatunku fantasy. Twórca najbardziej znanego w fantastyce literackiego świata - Śródziemia.

Pan Bilbo Baggins, jak na porządnego hobbita przystało, wiedzie życie spokojne i pozbawione niespodzianek, ciesząc się szacunkiem i poważaniem wśród sąsiadów. Nade wszystko ceni zaś sobie wygodę i dobre jedzenie. Któregoś dnia, zupełnie niespodziewanie, przed drzwiami norki Bilba zjawia się czarodziej Gandalf i proponuje hobbitowi udział w przygodzie. Ten oczywiście próbuje się wykręcić, tłumacząc, że to nie leży w jego naturze, ostatecznie jednak daje się wciągnąć w tę nieco tajemniczą wyprawę. Razem z grupą krasnoludów wyrusza do Samotnej Góry, aby zabić smoka Smauga i odzyskać zagarnięty przez niego skarb. Jakie przygody spotkają Bilba i krasnoludy podczas tej niebezpiecznej podróży? Czy uda im się pokonać smoka i odzyskać skarb? I jaką rolę odegra w całej wyprawie nasz Pan Baggins? O tym musicie się już sami przekonać :)

Już od pierwszej strony Tolkien wprowadza nas do niesamowitej krainy, pełnej magii i niezwykłych stworzeń. Drobiazgowe i niezwykle plastyczne opisy sprawiają, że bez trudu możemy wyobrazić sobie wykreowany przez autora świat. Bohaterowie są różnorodni i wyraziści. Widać, że Tolkien zadbał o każdy szczegół i poświęcił wiele pracy w stworzenie postaci idealnie dopracowanych pod każdym względem. Akcja, początkowo trochę zbyt rozwlekła, z czasem nabiera tempa i sami nie zdajemy sobie sprawy, jak szybko przygody Bilba i krasnoludów zaczynają nas wciągać. Tolkien stosuje w swojej powieści wyraźny podział na „dobro” i „zło”, które w ostateczności zawsze przegrywa. Z tego względu zakończenie nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem, co jednak zupełnie mi nie przeszkadzało.

Hobbit, czyli tam i z powrotem to powieść uznawana za prolog Władcy Pierścieni. Znana chyba każdemu, choćby tylko ze słyszenia. Dla mnie jest to jedna z książek, które wypada przeczytać, nawet jeśli tak jak ja, nie jest się fanem gatunku. Nie powiem, że ta pozycja jakoś szczególnie mnie zachwyciła. Tak jak wspomniałam, nie przepadam za fantastyką, a krasnoludy, które w tej powieści pojawiają się prawie na każdej stronie, nie należą do moich ulubionych magicznych stworzeń. Pomimo wszystko nie mogę odmówić Tolkienowi ogromnego talentu i niesamowitej wyobraźni, także jeśli jeszcze nie czytaliście Hobbita, koniecznie nadróbcie braki.

Moja ocena: 4/6

czwartek, 6 lutego 2014

Teraz ją widzisz - Joy Fielding


Joy Fielding - kanadyjska pisarka, autorka kilkunastu książek, z których większość stała się światowymi bestsellerami. W jej dorobku znajdują się głównie powieści psychologiczno - obyczajowe z wątkiem sensacyjnym.

Minęły prawie dwa lata odkąd Marcy Taggart straciła swoją ukochana córkę Devon. W pewien rześki październikowy poranek dziewczyna wypłynęła kajakiem na środek zatoki i od tamtej pory ślad po niej zaginął. Ciała Devon jednak nigdy  nie odnaleziono, dlatego Marcy nie potrafi pogodzić się z bolesną stratą. Gdzieś w głębi jej serca tli się nawet nadzieja, że może któregoś dnia jej córka jakimś cudem się odnajdzie, że może tylko upozorowała własną śmierć, żeby zacząć wszystko od początku w zupełnie innym miejscu. W końcu ich stosunki nie układały się wcale najlepiej…

Tragedia, jaką było zniknięcie Devon, odbiła się także na małżeństwie naszej bohaterki. Mąż zostawia ją dla innej kobiety. Marcy decyduje się na samotną wyprawę do Irlandii, gdzie jeszcze niedawno planowała spędzić z mężem kolejną rocznicę ślubu. Podczas podróży, kiedy siedzi w jednym z irlandzkich pubów, zauważa przez szybę kobietę, która wygląda identycznie jak Devon. Dziewczyna szybko znika, ale Marcy jest niemal pewna, że to jej zaginiona córka. Na własną rękę rozpoczyna desperackie poszukiwania i nieświadomie wplątuje się w niebezpieczną intrygę.

Teraz ją widzisz to wciągająca historia kobiety, która straciła ukochane dziecko. Podziwiamy jej determinację podczas rozpaczliwych prób odnalezienia córki. Jednocześnie dziwimy się, jak to możliwe żeby tęsknota, ból i wyrzuty sumienia mogły odebrać resztki zdrowego rozsądku. Poczynania Marcy są bowiem często kompletnie nieprzemyślane, a jej naiwność wydaje się nie znać granic. Mimo wszystko polubiłam bohaterkę i z zainteresowaniem obserwowałam jej powolne odkrywanie prawdy.

Akcja rozwija się stopniowo i z każdą stroną historia wciąga czytelnika coraz bardziej. Autorka wplotła w fabułę wątki dotyczące przeszłości, dzięki czemu mamy okazję dowiedzieć się trochę więcej o życiu Marcy i jej stosunkach z córką. Język jest prosty i łatwy w odbiorze, a liczne dialogi sprawiają, że całość czyta się bardzo szybko.

Teraz ją widzisz to książka ciekawa, wciągająca i niewymagająca, idealna do poczytania wieczorem w ramach relaksu. Ja na pewno jeszcze kiedyś skuszę się na inne powieści Joy Fielding.

Moja ocena: 4/6

poniedziałek, 3 lutego 2014

Stos 1/2014


Styczeń minął sama nie wiem kiedy i zdałam sobie sprawę, że od moich ostatnich zakupów książkowych upłynęło prawie pół roku! Nie wiem jak udało mi się powstrzymywać przez tyle czasu, ale nie ukrywam, że jestem z siebie zadowolona. Zaległe stosy wciąż piętrzą się na półkach, a przy moim tempie czytania około trzech książek miesięcznie nie widzę sensu w gromadzeniu coraz to nowych tytułów, tylko po to żeby miesiącami czekały na swoją kolej. No ale… od czasu do czasu można sobie pozwolić na małą przyjemność, a w tym przypadku nawet na kilka małych przyjemności :)



1. Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty - Marek Bieńczyk
2. Pretty Little Liars 9. Uwikłane - Sara Shepard
3. Zapisane w kościach - Simon Beckett
4. Krok do szczęścia - Anna Ficner-Ogonowska
5. Gwiazd naszych wina - John Green
6. Wzgórze Dzikich Kwiatów - Kimberley Freeman
7. Weź moją duszę - Yrsa Sigurdardóttir
8. Dziecko śniegu - Eowyn Ivey
9. Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości - Swietłana Aleksijewicz
10. Perfekcyjna Pani Domu - Małgorzata Rozenek