wtorek, 27 grudnia 2011

Cmętarz Zwieżąt - Stephen King

Stephen King - autor, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Mistrz horroru, który jednak nie ogranicza się tylko do tego jednego gatunku. W swoich książkach łączy elementy grozy, sensacji i literatury science fiction. Wiele z jego książek zostało zekranizowanych.

Przeprowadzka rodziny Creedów do nowego domu w Ludlow miała być dla nich początkiem nowego życia. Dla młodego lekarza, jego żony, dwójki małych dzieci i kota to spokojne, pełne uroku miejsce, na dodatek z życzliwymi sąsiadami wydawało się spełnieniem marzeń i doskonałą ucieczką przed zgiełkiem i chaosem Chicago.

Jak to bywa w pierwszych dniach po wprowadzeniu się do nowego domu, rodzina Creedów powoli stara się uporządkować wszystkie rzeczy i oswoić z nowym miejscem. Już w pierwszym dniu składa im wizytę Jud - sympatyczny starszy pan, który okazuje się być ich sąsiadem. Wszyscy postanawiają pójść na krótki spacer żeby zwiedzić okolicę. Podczas tej wyprawy docierają w osobliwe, pełne nagrobków miejsce. Na bramie, przy samym wejściu widnieje tabliczka z koślawymi literami układającymi się w napis: Cmętarz Zwieżąt. Jud postanawia opowiedzieć swoim nowym sąsiadom historię tego tajemniczego miejsca.

Czas płynie i rodzina czuje się na dobre zadomowiona w nowym miejscu. Louis rozpoczyna pracę, jego córka Ellie idzie do szkoły, a żona Rachel zostaje w domu z malutkim synkiem. Wszystko dobrze się układa, aż do chwili kiedy ich kot - Church ginie potrącony przez ciężarówkę. Na szczęście do wypadku dochodzi podczas nieobecności Rachel i dzieci. Z uwagi na bardzo przywiązaną do kota Ellie, Louis wymyśla historyjkę o rzekomym zaginięciu kota i w tajemnicy przed rodziną postanawia zakopać go gdzieś daleko od domu. Z pomocą przychodzi mu Jud, który zna idealne miejsce, gdzie można pochować Church’a. Czy jednak pomysł ten rzeczywiście okaże się tak dobry?

Domyślacie się już, gdzie Church uda się na wieczny spoczynek? Nie, nie będzie to wcale Cmętarz Zwieżąt. I spoczynek też nie do końca będzie wieczny… Więcej już nie zdradę, ale gwarantuję, że od tej pory napięcie będzie już tylko rosło.

King stworzył naprawdę ciekawą historię. Miejscami jest może trochę przewidywalna, ale czyta się znakomicie. Autor w doskonały sposób uchwycił emocje i uczucia bohaterów. Język jest bardzo plastyczny, dzięki czemu łatwo wczuć się w klimat całej historii. Poza tym myślę, że zima to wymarzony czas na tego typu powieści. Najlepiej zaczekać aż się ściemni i wszyscy pójdą spać, a wtedy zrobi się całkiem cicho i… strasznie. Gwarantowane podwójne wrażenia :) Pod tą budzącą grozę historią możemy się także doszukać głębszego przekazu. Jet to bowiem opowieść o sile ludzkiej miłości, o tym ile jesteśmy w stanie zrobić dla drugiej osoby i o tym, jak cienka jest granica między rozpaczą a szaleństwem.

W tej książce King zastosował otwarte zakończenie. Jak się domyślam, dla wielu osób może okazać się niesatysfakcjonujące, dla mnie jest wprost idealne. Jestem zwolenniczką tego typu zakończeń przede wszystkim dlatego, że lubię zamknąć książkę i pozostać z uczuciem lekkiego niedosytu. Takie niedopowiedziane historie chyba najdłużej zostają mi w pamięci i o tej książce raczej tak szybko nie zapomnę. Jedyne, co nie do końca mi się spodobało to postać Louisa, która z początku bardzo mnie drażniła, na szczęście po koniec było już lepiej. Myślę, że osoby, które nastawiają się na mrożący krew w żyłach horror mogą poczuć się trochę zawiedzione. Wprawdzie przez całą książkę towarzyszy nam atmosfera grozy i tajemniczości, momentami to co czytamy może wydawać się nieprawdopodobne i przerażające, ale ja gęsiej skórki u siebie nie odnotowałam. Dreszczyk emocji był, ale z łazienki nie bałam się wyjść będąc w strachu, że "coś" czai się za drzwiami :) więc lekturę nie zaliczam do tych z gatunku najbardziej strasznych. W każdym razie książkę polecam absolutnie wszystkim, zwłaszcza tym, którzy nie znają jeszcze twórczości Kinga, a wbrew pozorom myślę, że tacy się znajdą.

Moja ocena: 5/6

niedziela, 25 grudnia 2011

Świat z papieru i stali. Okruchy Japonii

Świat z papieru i stali to książka napisana pod redakcją Martyny Taniguchi i Aleksandry Watanuki. Stanowi zbór materiałów opracowanych zarówno przez Japończyków, jak i Polaków oraz osoby innych narodowości. Wszyscy ci ludzie, tak od siebie różni, są w jakiś sposób związani z Japonią.

Jakie są nasze pierwsze skojarzenia, kiedy myślimy o Japonii? Mi od razu przed oczami stają tętniące życiem metropolie pełne świetlistych neonów, superszybkie pociągi, owoce morza i bardzo zaawansowana technika. Z drugiej jednak strony na myśl przychodzą mi także pradawne świątynie, czy gejsze ubrane w kimona. Do takich właśnie dwóch sposobów postrzegania Kraju Kwitnącej Wiśni nawiązuje tytuł książki. Świat z papieru to właśnie ta dawna Japonia, pełna tradycji i legend, natomiast świat ze stali to Japonia współczesna, supernowoczesna i ciągle pędząca za kolejnymi nowinkami technicznymi. Co więcej możemy powiedzieć o tym odległym i jakby nie patrzeć dosyć egzotycznym kraju? Ile z tego co wiemy jest prawdą, a ile zwykłym stereotypowym myśleniem, nie mającym  nic wspólnego z rzeczywistością? Myślę, że odpowiedzi na te pytania możemy poznać, zagłębiając się w lekturę.

Książka podzielona jest na pięć części. W każdej z nich znajdziemy felietony o różnej tematyce. Pierwsza część, jak można się domyślić, nawiązuje do historii, tradycji i kultury japońskiej. Stanowi niejako wstęp do dalszego poznawania tego kraju. Dwie kolejne części, które zresztą spodobały mi się najbardziej, to zbiór felietonów o współczesnej Japonii widzianej oczyma Japończyków, mieszkających tam cudzoziemców oraz zwykłych turystów. Dowiemy się tutaj wiele o tym, jakie zwyczaje panują w tym kraju, jakie są sekrety urody Japonek oraz co łączy Polskę z Krajem Kwitnącej Wiśni. Kolejna część poświęcona jest mandze, jako nieodłącznej części nowożytnej kultury japońskiej i zarazem gałęzi współczesnej literatury. Na samym końcu znajdziemy przepisy kuchni japońskiej adaptowane do polskich warunków oraz kilka praktycznych wskazówek dla osób wyjeżdżających do Japonii.

Główną zaleta książki, przynajmniej moim zdaniem, jest jej budowa. Niektóre felietony są bardzo ciekawe inne mniej - wszystko zależy od indywidulanych upodobań, a podział na części ułatwia czytanie. Dzięki niemu możemy rozpocząć lekturę tak naprawdę w dowolnym miejscu. Dodatkową zaletą są zdjęcia  nawiązujące do poruszanej tematyki. 

Myślę, że Świat z papieru i stali powinni przeczytać wszyscy, których fascynuje Japonia oraz ci, którzy chcieliby się dowiedzieć czegoś więcej o tym kraju. Książka stanowi zbiór wrażeń, wspomnień i przemyśleń na różne tematy. Pozwala spojrzeć świeżym okiem na tą odmienną kulturę i pozbyć się stereotypów, które niewątpliwie są w nas głęboko zakorzenione i najczęściej wynikają po prostu z niewiedzy. 

Książkę otrzymałam od serwisu nakanapie.pl za co serdecznie dziękuję.


Moja ocena: 4/6


sobota, 17 grudnia 2011

Niech zawiruje świat - Colum McCann

Colum McCann - irlandzki pisarz mieszkający w Nowym Jorku. Za książkę Niech zawiruje świat otrzymał prestiżową nagrodę National Book Award oraz IMPAC Dublin Literary Award.

Któregoś dnia, siedząc w poczekalni u dentysty Philippe Petit czyta artykuł o ruszającej budowie dwóch bliźniaczych wież, mających być najwyższymi budynkami na świecie. Od tej pory jego życiowym celem staje się przejście pomiędzy nimi na linie. Kilka lat później, dokładnie 7 sierpnia 1974 roku udaje mu się spełnić swój zamiar - przechodzi po linie rozpiętej w centrum Nowego Jorku między dwoma wieżami World Trade Center na wysokości pond 400 metrów. Miasto na chwilę wstrzymuje oddech obserwując ledwie widoczną na tle pochmurnego nieba sylwetkę mężczyzny. Mężczyzny, który decydując się na ten szaleńczy krok, spełnia jednocześnie największe marzenie swojego życia.

W tym samym czasie, kilkadziesiąt pięter niżej, toczy się codzienne życie mieszkańców Nowego Jorku. Autor opowiada nam historię pewnego irlandzkiego księdza, prostytutek z Bronxu, latynoskiej pielęgniarki, sędziego i matek żołnierzy poległych w Wietnamie. Początkowo losy tych wszystkich, jakże różnych od siebie postaci, wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Zagłębiając się jednak coraz dalej w lekturę zauważamy, że historie bohaterów w zaskakujący sposób się ze sobą przeplatają. Wszystkie elementy zaczynają do siebie pasować i tworzyć jedną całość.

Książka według mnie ukazuje w doskonały sposób złożoność i barwność nowojorskiej metropolii. Mamy tu do czynienia z różnorodną mieszanką osobowości, kultur i  warstw społecznych. Autor zderza ze sobą historie całkowicie odmiennych od siebie ludzi. Chociaż poznajemy jedynie skrawki biografii bohaterów, nie mamy wrażenia, że obserwujemy ich życie stojąc gdzieś z boku. Wprost przeciwnie. Czytając, można się poczuć jakby się wdarło w życie tych ludzi, w ich codzienność, intymność. Trochę przypomina to oglądanie wyczynu Philippa, którego historia jest klamrą spinającą całą książkę. Na chwilę zamieramy, wyczekujemy co będzie dalej, zastanawiamy się jaki będzie koniec. Tymczasem występ kończy się równie szybko i nieoczekiwanie jak się zaczął. Podobnie jest z losami bohaterów. Poznajemy skrawek ich życia, słuchamy różnych opowieści, na chwilę udaje nam się wtargnąć w ich świat, po czym odchodzimy w swoją stronę.

Niech zawiruje świat to jedna z książek, która nie każdemu przypadnie do gustu. Jedni wyciągną z niej bardzo wiele, inny zupełnie nic. Mnie na pewno losy bohaterów zaintrygowały, skłoniły do refleksji, wzbudziły jakiś dziwny niepokój. Uderzyła mnie też prawdziwość tej historii. Czasem warto się na chwilę zatrzymać, żeby dostrzec jak świat jest mały i jak niewiele dzieli nas od drugiego człowieka. Ludzie losy w zaskakujący sposób są ze sobą splecione i nigdy nie wiadomo czy historia, którą kiedyś zasłyszeliśmy nie stanie się kiedyś naszym udziałem.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu MUZA.

Moja ocena: 4,5/6

_______________________________________________


Nawiązując do książki, zachęcam do obejrzenia filmu Człowiek na linie (Man on Wire, 2008). Jest to dokument w reżyserii Jamesa Marsha nagrodzony Oscarem dla najlepszego pełnometrażowego filmu dokumentalnego 2008. Opowiada historię francuskiego linoskoczka Philippe'a Petita, który w 1974 przeszedł po linie między wieżami World Trade Center. Polecam :)

środa, 14 grudnia 2011

Ostatni dobry człowiek - A.J. Kazinski

Pod pseudonimem A.J. Kazinski  kryje się scenarzysta Jacob Weinreich oraz reżyser i scenarzysta Anders Rønnow Klarlund. Ostatni dobry człowiek to pierwsza wspólna książka tych duńskich autorów. Zaraz po opublikowaniu stała się międzynarodowym wydarzeniem wydawniczym. Została uhonorowana przez Duńską Akademię Kryminału nagrodą dla najlepszego debiutu 2010.

W różnych miejscach na świecie, począwszy od Chin, aż po Stany Zjednoczone dochodzi do niewytłumaczalnych morderstw. Ofiarami są „dobrzy” ludzie - lekarze, ratownicy, osoby niosące pomoc innym, angażujące się w działalność na rzecz praw człowieka i lokalnych środowisk. Tym co łączy wszystkie ofiary jest dziwny znak na plecach, przypominający tatuaż. Morderstwa przywodzą na myśl pewną żydowską przypowieść o trzydziestu sześciu sprawiedliwych, dzięki którym ludzkość przetrwa. Ci „dobrzy” ludzie nie widzą, że zostali wybrani jednak to właśnie oni strzegą całego świata.

Jedyną osobą, która zauważa zbieżność pomiędzy pojedynczymi zgonami jest włoski policjant Tommaso. Domyśla się, że ofiar może być więcej, dlatego postanawia wykorzystać Interpol i ostrzec policję w kilku europejskich stolicach najbardziej narażonych na kolejny atak mordercy. W ten sposób w sprawę zostaje wciągnięty Niels Bentzon - duński negocjator policyjny, który próbuje odszukać i ostrzec potencjalne ofiary. W ten sposób poznaje pewną bardzo błyskotliwą i inteligentną astrofizyczkę. Kobieta wykorzystując swoje matematyczne zdolności odkrywa system, dzięki któremu jest w stanie ustalić dokładne miejsce kolejnych zbrodni. Kim jednak będą ofiary i jak właściwie znaleźć „dobrego” człowieka? Z takimi pytaniami Hannah i Niels będą musieli się zmierzyć, ale czy uda im się rozwikłać zagadkę i nie dopuścić do kolejnych śmierci?

Od thrillerów, czy powieści kryminalnych zazwyczaj bardzo dużo wymagam. Nie lubię wyświechtanej fabuły, przewidywalnej akcji. Zawsze liczę na jakiś powiew świeżości, element zaskoczenia, nieoczekiwane zakończenie i ciekawie nakreślone sylwetki głównych bohaterów. Muszę powiedzieć, że tym razem się nie zawiodłam. Już dawno żadna książka nie pochłonęła mnie tak bardzo. Ostatni dobry człowiek to świetnie napisany thriller, który wciąga czytelnika już od pierwszej strony. Nie doszukamy się tutaj zbędnych opisów, niepotrzebnego wydłużania i komplikowania akcji. Bardzo spodobało mi się używanie przez autora krótkich zdań, co według mnie usprawnia czytanie i ułatwia zrozumienie treści. Polecam absolutnie wszystkim, którzy lubią thrillery lub maja ochotę na oryginalne połączenie powieści kryminalnej z elementami psychologii. Ja sama już nie mogę się doczekać kontynuacji powieści.

Książkę otrzymałam od serwisu nakanapie.pl za co serdecznie dziękuję.
Moja ocena: 5,5/6


niedziela, 11 grudnia 2011

Naga Asu - Konrad Wilk

"Marz, ale i zarazem przemieniaj swe marzenia w plany, bo satysfakcję osiągniesz nie marząc, ale urzeczywistniając swe marzenia".

Konrad Wilk - podróżnik, miłośnik i znawca Azji Południowej, ponadto trener rozwoju i coach menadżerów, tłumacz i autor artykułów o tematyce podróżniczej i coachingowej.

Kto z nas nie marzy o dalekich podróżach, zwiedzaniu innych kontynentów, czy odkrywaniu egzotycznych kultur? Chyba każdy ma jakieś miejsce, które wydaje mu się z jakichś powodów wyjątkowe i które chciałby odwiedzić. Dla Konrada Wilka takim miejscem jest Azja. Autor książki zabiera nas w niezwykłą podróż, pełną zaskakujących przygód i egzotycznych miejsc. Na początku odwiedzamy Kambodżę - kraj, o którym tak naprawdę niewiele się mówi i raczej pomija w wakacyjnych planach. Dzięki opowieści autora mamy okazję poznać trochę historii tego kraju i zwiedzić wyjątkowe miejsca. Na mnie chyba największe wrażenie zrobiła wyprawa do świątyni Ta Prohm, całkowicie opanowanej przez niszczycielskie siły przyrody, w tym przypadku przez korzenie figowców. Później przenosimy się do Ladakh, który uważa się za jedyny ocalały skarbiec kulturowego dziedzictwa Tybetu, ale to jeszcze nie koniec podróży…


„Niebo można też znaleźć w środku piekła, niedostępne dla wszystkich tych, co w obawie przekroczenia jego bram rezygnują z podjęcia ryzyka i decydują się na jałowe trwanie w szarej i nudnej doczesności, która jest śmiercią niegodną tego, by ją nazywać życiem”.

Naga Asu to książka o kilkuletniej podróży autora po Azji, ale także historia o tym, jak ważną rolę w naszym życiu odgrywa spełnianie marzeń, realizowanie planów i odkrywanie własnej życiowej drogi. Barwne podróże, które wspomina autor przeplatają się z pełnymi życiowej mądrości rozmowami z tajemniczym mędrcem Sinem. Rozmowy te pogłębiają przekaz całej książki i skłaniają do refleksji. Jest to pozycja, która z pewnością zainteresuje wszystkich, których fascynuje Azja. Piękne uzupełnienie stanowią fotografie z Bangladeszu, Kambodży, Indii, Tajlandii i Nepalu. Dzięki nim łatwiej poczuć egzotyczny i niezwykły klimat tych odległych zakątków. Cenne i bardzo trafne są także uwagi autora, które sprawnie wplecione w fabułę, pozwalają spojrzeć na pewne problemy z innej perspektywy i odkryć prawdziwe oblicze Azji.

Jeśli o mnie chodzi to mam raczej mieszane uczucia po tej lekturze. Owszem, dowiedziałam się wiele o miejscach, które do tej pory były mi obce, ale za mało jak dla mnie było w tym wszystkim opowieści o codziennym życiu lokalnej ludności. Chciałabym dowiedzieć się więcej o problemach, z którymi borykają się ludzie w tamtej części świata, poznać ich poglądy i sposób pojmowania świata. Z drugiej jednak strony, czytając, miałam nieodparte wrażenie, że podróż, którą odbył autor odegrała w jego życiu bardzo ważną rolę, że pokochał te miejsca, ten jakże odmienny od naszego świat. Emocje te z pewnością udzieliły się także i mnie i jest to duża zaleta tej książki.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu Zysk i S-ka. 

Moja ocena: 3,5/6

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Jabłko Apolejki - Beata Wróblewska

Tym razem propozycja dla młodszych czytelników - Jabłko Apolejki. Książka otrzymała w 2007 roku III nagrodę w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren zorganizowanym przez Fundację ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom.

W książce poznajemy sympatyczne rodzeństwo - Olę, Jaśka i Kasię. Ich ojciec, na skutek nieuczciwości wspólnika, popadł w długi finansowe i z dnia na dzień zniknął, zmuszony do ukrywania się przed wierzycielami, zostawiając żonę samą z dziećmi. Coraz rzadziej przychodzą od niego wiadomości. Sytuacja rodziny jest dosyć trudna, dlatego kobieta postanawia zabrać dzieci i przeprowadzić się do swojej matki. Wszyscy mają pewne obawy. Kasia w tym roku zdaje maturę, Ola ma sześć lat i martwi się, że nie znajdzie przyjaciół w nowej szkole, a Jasiek jest dzieckiem autystycznym i wymaga stałej opieki. Czy rodzinie uda przystosować się do życia w nowym miejscu? Czy odnajdą spokój i będą szczęśliwi?

Wbrew wszelkim obawom u babci mieszka się całkiem przyjemnie. Kasia ma swój cichy kąt i może spokojnie przygotowywać się do matury, Jasiek powoli przyzwyczaja się do nowej sytuacji, a Ola ma swojego czworonożnego przyjaciela - kundla Boska, który jest jej wiernym towarzyszem. Ich mama  znalazła pracę i wszystko powoli zaczyna się układać, brakuje tylko jednej osoby…

Książeczka podejmuje bardzo ważny temat jakim jest choroba bliskiej osoby. Sam tytuł - Jabłko Apolejki nawiązuje do bajki o księciu zamienionym w osiołka. Ludzką postać jest mu w stanie przywrócić jedynie zaczarowane jabłko. W naszej historii do takiego osiołka można przyrównać chorego na autyzm Jaśka. Niestety jego nic nie jest w stanie odczarować. Autorka otwarcie mówi o różnych dziwnych zachowaniach chłopca i tym samym pozwala oswoić się młodym czytelnikom z problemem choroby. To co również zasługuje na uwagę to podkreślenie roli rodziny w życiu człowieka. Wspólnymi siłami można pokonać nawet największe przeciwności losu. Ważne jest wsparcie, miłość i zaufanie jakie otrzymujemy od naszych bliskich. Kolejną ważną kwestią jest problem adaptacji do nowych warunków. Zmiana miejsca zamieszkania zawsze wiąże się ze stresem i licznymi obawami, tutaj autorka znowu podkreśla ogromna rolę rodziny, przy wsparciu której łatwiej jest się odnaleźć w nowej sytuacji.

Muszę przyznać, że książkę czyta się z ogromną przyjemnością i uśmiechem na twarzy. Język jakim posługuje się autorka jest prosty i zrozumiały. Jabłko Apolejki to ciepła, pouczająca historia i choć tak naprawdę nie wyróżnia się niczym szczególnym, od samego początku wzbudza zainteresowanie. Serdecznie polecam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu STENTOR.

czwartek, 1 grudnia 2011

My z poprawczaka - Orfeusz Nowakowski

„… to co masz zrobić, to umrzeć i żyć dopóki nie umrzesz, resztę sobie wymyślasz”.

Orfeusz Nowakowski pracuje jako nauczyciel i pedagog w młodzieżowym ośrodku wychowawczym. W swojej książce przedstawił świat nizin społecznych i bardzo rzeczywisty obraz patologii. Nie jest to fikcja, ale zbeletryzowany zapis wieloletnich obserwacji samego autora.

Głównym bohaterem i jednocześnie narratorem jest młody chłopak, pochodzący  z patologicznej rodziny. W domu nie ma łatwego życia, dlatego jako alternatywę wybiera świat w  którym przestępczość, narkotyki i seks bez zobowiązań są czymś normlanym. Wysłuchując jego historii poznajemy prawdę o tym, jak wygląda życie na ulicznym marginesie, gdzie tak naprawdę liczy się tylko to, co tu i teraz, a każdy dzień jest walką toczoną z otaczającą rzeczywistością.

Orfeusz Nowakowski podjął się trudnego, moim zdaniem, zadania. Przedstawił brutalną prawdę o tym, jak może wyglądać i jak często wygląda życie młodych ludzi, którzy nie mieli tyle szczęścia, co inni. Pochodzący z patologicznych rodzin, już od najmłodszych lat pozbawieni wsparcia i miłości ze strony rodziców, starają się jakoś odnaleźć w okrutnej rzeczywistości. Popełniają po drodze wiele błędów, a ich głupie i nieprzemyślane decyzje wywołują często nieprzewidywalne skutki, które nie zawsze da się odwrócić…

Muszę przyznać, że minęło kilka dni od przeczytania przeze mnie książki, a nadal mam mieszane uczucia co do niej. Początkowo miałam wrażenie, że jest ona pozbawiona jakichkolwiek wartości. Drażnił mnie pełen wulgaryzmów język, prymitywny sposób myślenia głównego bohatera i jego wypaczony system wartości. Z drugiej jednak strony myślę, że utrzymanie książki w takim stylu podkreśla jej autentyczność. Nie znajdziemy tu dogłębnej analizy problemów młodzieży z patologicznych rodzin, czy wychowanków poprawczaków. Mamy natomiast możliwość spojrzenia na problem z zupełnie innej perspektywy.

Z pewności nie sposób przejść obok tej powieści obojętnie. Nie da się jej jednoznacznie ocenić. Wywołuje w czytelniku skrajne emocje i to chyba główna jej zaleta. Dla wielu osób będzie to historia zbyt wulgarna, szokująca, może nawet płytka, innych natomiast skłoni do refleksji. Osobiście potępiam i nie akceptuję zachowań ukazanych w książce, nie zapędzam się jednak w ocenie głównego bohatera. Myślę, że warto się zastanowić nad tym, ile w życiu tak naprawdę zależy od nas samych, a ile od środowiska w jakim przyszło nam żyć.

Moja ocena: 3,5/6

sobota, 26 listopada 2011

Stos oszczędnościowy

Tak jak już mówiłam, ograniczam książkowe zakupy i staram się czytać to, co mam. W związku z tym postanowiłam pogrzebać na półkach i znalazłam tam kilka tytułów, które czytałam dawno temu i chętnie do nich wrócę. Znalazłam też książki, które od lat leżą i czekają na swoją kolej. Może w czasie tej zimy uda mi się je wszystkie przeczytać.


1. Gułag - Anne Applebaum
2. Zima o poranku - Janina Bauman
3. Koniec zimy - Tim Griggs
4. Dziecko lodu - Elizabeth McGregor
5. Dziewczyna na Times Square - Paullina Simons
6. Rzęsy na opak - Dawid Kornaga
7. Podręcznik do ludzi - Manuela Gretkowska
8. Po tamtej stronie śmierć - Maria Nurowska
9. Komu bije dzwon - Ernest Hemingway
10. Dolina Issy - Czesław Miłosz
11. Nie było smutniejszej historii na świecie - Gieorgij Szach
12. Warunek - Eustachy Rylski
13. Pokalanie - Piotr Czerwiński

piątek, 25 listopada 2011

Wyprawa do kraju księcia Marginała - Henryk Bardijewski

Henryk Bardijewski - autor powieści, opowiadań, sztuk teatralnych i słuchowisk radiowych dla dorosłych, a także utworów dla dzieci. Wyprawa do kraju księcia Marginała zdobyła Nagrodę Literacką im. Władysława Reymonta w kategorii Książka Roku 2009.

Wszystko zaczęło się od choroby pana Grafa - nauczyciela geografii. Na szczęście okazało się, że na zastępstwo przyjdzie woźny Mikołaj. Klasa odetchnęła z ulgą, bo pan woźny nigdy nie odpytywał, za to sam chętnie odpowiadał na wszystkie pytania dzieci. Poza tym znał prawie wszystkie bajki świata i miał niezwykły talent do wymyślania ciekawych historii. Tym razem zaskoczył dzieci bajką, której dotąd jeszcze nie słyszały…

Mikołaj opowiada o niezwykłym kraju, który został całkiem niedawno odkryty i nazywa się Marginalia. Panuje tam książę Marginał z księżną Marginą i księżniczką Marginałką. Woźny właśnie niedawno dostał zaproszenie do złożenia wizyty w księstwie, niestety nie może się tam wybrać. W klasie jednak nie brakuje chętnych do takiej wyprawy. Ostatecznie w podróż do samego środka bajki wybierają się Kuba z Wojtkiem. Czy uda im się stamtąd wrócić? Kto odważy się wyruszyć za nimi? Przekonajcie się sami.

Wyprawa do kraju księcia Marginała to bardzo ciekawa pozycja dla młodszych czytelników. Przede wszystkim wspaniale rozwija dziecięcą wyobraźnię.  Książeczka ma niewielkie rozmiary, czyta się ją szybko. Zaletą są krótkie rozdziały, w każdej chwili można przerwać czytanie i powrócić do lektury za jakiś czas. Autor nie stroni od dowcipu, absurdu, aluzji i gier słownych, dlatego oznaczenie na okładce 10+ wydaje się jak najbardziej adekwatne. Młodsze dzieci mogą mieć trudności ze zrozumieniem groteskowego świata przedstawionego przez autora. Na uwagę zasługuje szata graficzna. Twarda okładka oraz świetne ilustracje, których autorem jest Daniel de Latour sprawiają, że odnosi się uzasadnione wrażenie, że książka jest dopracowana w każdym szczególe. Gorąco polecam.

Za możliwość przeczytania książki Dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu STENTOR.

wtorek, 22 listopada 2011

Pokój - Emma Donoghue

Emma Donoghue - urodzona w 1969 roku w Dublinie. Na tamtejszej uczelni, zdobyła tytuł licencjata z angielskiego i francuskiego. Pracę doktorską obroniła na Uniwersytecie Cambridge.  Jest autorką prozy współczesnej i historycznej.

Są książki, które po przeczytaniu odkładamy na półkę i po jakimś czasie po prostu o nich zapominamy. Są też takie, które na długo pozostają w naszej pamięci - szokują, wzruszają, poruszają nieodkryte dotąd struny w naszym sercu. Dla mnie jedną z takich książek jest Pokój Emmy Donoghue.

Jack ma pięć lat i całym jego światem jest Pokój. Tu się urodził, tutaj dorasta i spędza czas ze swoją mamą, dla której z kolei Pokój stanowi więzienie w którym jest zamknięta od ponad siedmiu lat, pułapkę z której nie sposób się wydostać. Pomimo tego, że Jack nigdy nie widział drzew, nie bawił się z innymi dziećmi, nie jeździł na rowerze i nie robił wielu innych rzeczy, będących czymś normalnym dla chłopca w jego wieku, nie czuje się wcale nieszczęśliwy. Każdy dzień dostarcza mu nowych wrażeń. Znajduje czas na naukę i zabawę, na gimnastykę i oglądanie telewizji. Dzięki ogromnej kreatywności swojej mamy, chłopiec rozwija się prawidłowo i jego życie wbrew pozorom jest całkiem normalne. Z czasem jednak Jack zadaje coraz trudniejsze pytania, rośnie w nim chęć odkrywania tego, co nieznane i jego mama powoli zdaje sobie sprawę, że Pokój za chwilę może okazać się dla niego za mały, a wszelkie wyjaśnienia niewystarczające. Czy jednak istnieje jakakolwiek szansa na ucieczkę z niewoli? A jeśli tak, to w jaki sposób tego dokonać?

Pokój to dla mnie przede wszystkim piękna i wzruszająca opowieść o sile matczynej miłości. Autorka w doskonały sposób opisała zdumiewającą więź, jaka łączy matkę z synem. Dla więzionej przez lata kobiety, dziecko okazało się błogosławieństwem - dodało sił, odwagi i determinacji do walki o własne życie. Codzienność okazała się bardziej znośna i nie pozbawiona tak do końca sensu. Paradoksalnie to nie Jack’a było mi żal najbardziej, ale właśnie jego matki. Ona zdążyła poznać smak życia jeszcze przed porwaniem, zdawała sobie sprawę z tego, co utraciła, Jack natomiast urodził się w Pokoju i to miejsce było dla niego wszystkim. Nie miał pojęcia o istnieniu innego świata. Jedyną osobą z jaką miał przez pięć lat kontakt była jego mama, przez co więź, która się miedzy nimi wytworzyła była bardzo silna i nie jestem przekonana, czy w normalnych warunkach mogliby doświadczyć aż takiego przywiązania.

Emma Donoghue otwiera nam oczy na to, jaki wpływ na ludzką psychikę może mieć przebywanie w niewoli. Zmusza też do zastanowienia się nad trudnościami powrotu do normalności. Czasem bowiem upragniona wolność oznacza zmierzenie się z wieloma problemami, a przystosowanie się do życia w społeczeństwie wymaga żmudnej pracy.

Na uwagę zasługuje także sposób narracji. Autorka w tym przypadku oddała głos pięcioletniemu Jack’owi. Poznajemy zatem wydarzenia z perspektywy małego chłopca. Wydaje mi się, że taki zabieg jeszcze bardziej podkreślił tragizm sytuacji w jakiej znaleźli się główni bohaterowie i ukazał ogrom zła, jakie ich spotkało. Zupełnie nie przeszkadzał mi dziecięcy styl wypowiedzi, pełen błędów i dziwnych zwrotów. Zaskakiwała za to logika i inteligencja jaką wykazywał chłopiec. Myślę, że autorce w doskonały sposób udało się wniknąć w dziecięcą psychikę i sposób postrzegania świata.

Po przeczytaniu ostatniej strony jeszcze długo zastanawiamy się jak to możliwe? A przecież takie sytuacje zdarzają się też w prawdziwym życiu, co jeszcze bardziej szokuje i skłania do refleksji. Pokój to jednak, wbrew pozorom, lektura pełna optymizmu i ciepła. Kiedy po raz pierwszy przeczytałam recenzję tej książki, a było to na blogu Kasandry (pozdrawiam serdecznie :) wiedziałam, że to coś dla mnie. Teraz sama z czystym sercem zachęcam każdego do zapoznania się z tą wyjątkowa historią.

Moja ocena: 5/6

sobota, 19 listopada 2011

Traktat o szczęściu - Jean D'ormesson

„Życie jest piękne. Zdarza się, że okrutne. Lecz jednak piękne. I jakiekolwiek by było, z tego czy innego powodu, mocą jakiegoś cudu, jesteśmy do niego przywiązani”.

Jaki sens ma nasze życie?  Chyba każdy z nas choć raz zadał sobie to pytanie. Tysiące ludzi przed nami stawało przed tym samym dylematem i z pewnością ci, którzy będą żyć po nas, także spróbują zgłębić tajemnicę wszechświata. Od tysiącleci ludzie poszukują odpowiedzi na najbardziej fundamentalne i jednocześnie najtrudniejsze pytania. W ludzkiej naturze leży zgłębianie tego, co niepojęte. W tym celu powstały największe religie świata, złożone teorie filozoficzne i naukowe, ale czy dzięki nim choć trochę zbliżyliśmy się do odkrycia praw rządzących światem? Niekoniecznie. Być może jednak właśnie to ciągłe dążenie do poznania prawdy determinuje nasze działania i nadaje życiu sens?

„Wszechświat się rozszerza, świat się przekształca, gatunki ewoluują, ciało ludzkie się rozkłada, idee się zmieniają. Od czasu gdy na tej planecie pojawiło się życie, śmierć wciąż jest taka sama. Są być może tylko dwie rzeczy, które się nie zmieniły od początku: czas, który nie przestaje płynąć, i śmierć, nieruchoma i nieobecna - a jednak cały czas przyczajona”.

Zapewne Traktat o szczęściu większości z nas kojarzy się z poradnikiem, ja bym go jednak traktowała jako podsumowanie ludzkich dążeń w zgłębieniu tajemnicy wszechświata i w rozumieniu sensu istnienia. Razem z autorem odbywamy podróż przez tysiąclecia ludzkiej mądrości, poznajemy różne koncepcje filozoficzne i naukowe. Próbujemy z tego wszystkiego, co człowiek wymyślił, odkrył i stworzył od początku istnienia świata, skomponować przepis na szczęście. Nie ma idealnych rozwiązań, jednoznacznych odpowiedzi, każdy z nas musi poszukać własnej drogi spełnienia.

W książce najbardziej podobał mi się ciekawy sposób prowadzenia narracji i to, że Jean D’ormesson nie narzuca czytelnikowi swoich poglądów, nie daje gotowych rozwiązań. Prowadzi raczej czytelnika przez meandry ludzkiej myśli, pokazuje, że świat jest ogromnym tyglem w którym mieszają się różne wierzenia, sposoby myślenia, kultury. Uświadamia nam, że czerpiąc z tego źródła ludzkiej wiedzy i mądrości możemy odnaleźć drogę do własnego szczęścia.

Książka zdecydowanie nie należy do łatwych. Pomimo niewielkiej objętości, czytałam ją dosyć długo i przyznam, że początek był dla mnie dosyć nużący. Na szczęście druga część bardziej do mnie trafiła. Czy Traktat o szczęściu mnie zmienił, wyleczył z cierpień i zagubienia, dał szczęście i spokój, przywrócił nadzieję? Raczej nie. Skłonił mnie jednak do refleksji nad własnym życiem i zastanowienia, czym dla mnie tak naprawdę jest szczęście.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa ZNAK za co bardzo dziękuję.

Moja ocena: 3,5/6

czwartek, 17 listopada 2011

Co wiedzą zmarli - Laura Lippman

Laura Lippman - amerykańska pisarka, jedna z najsłynniejszych twórczyń literatury kryminalnej. Jej książki wielokrotnie zdobywały prestiżowe nagrody. Co wiedzą zmarli uhonorowano nagrodą Quills Book Award.

Dwie nastoletnie siostry - Sunny i Heather Bethany wybierają się w pewne sobotnie popołudnie do centrum handlowego. Nikt nawet się nie domyśla, że nie będzie im dane już nigdy wrócić stamtąd do domu. Dziewczynki po prostu znikają. Wszystkie ślady prowadzą donikąd, nie ma żadnych świadków. Nie odnaleziono jednak ciał, co pozwala tlić się wątłemu płomykowi nadziei w sercach rodziców jeszcze przez długie lata.

Trzydzieści lat później pewna kobieta powoduje wypadek samochodowy. Podczas przesłuchania wyznaje policji, że jest jedną z zaginionych sióstr Bethany. Początkowo trudno komukolwiek w to uwierzyć, ale kobieta zna zaskakująco wiele szczegółów z życia dziewczynek. Nie jest jednak chętna do wyznania całej prawdy i odkrycia tajemnicy zaginięcia sióstr. W jej zeznaniach pojawiają się pewne nieścisłości i nikt już nie wie, czy to wszystko jest tylko misternie utkaną mistyfikacją, czy może kobieta rzeczywiście wie coś na temat niewyjaśnionej zagadki z przeszłości.

Co wiedzą zmarli to pierwsza książka Laury Lippman, jaką miałam okazję przeczytać. Przyznam, że do jej zakupu skłoniła mnie głównie promocyjna cena i intrygujący opis na okładce. I może jakąś szczególnie wielką fanką kryminałów nie jestem, ale słowo „psychologiczny” rozbudza mój apetyt na tego typu literaturę. Niestety w tym przypadku zdecydowanie się zawiodłam.

Sam początek książki jest dosyć zagadkowy, przez co wciąga i powoli rozbudza ciekawość. Niestety im dalej, tym fabuła robi się coraz bardziej nudna i rozwlekła. Liczne retrospekcje, choć potrzebne, to miejscami wydają się zbyt drobiazgowe i po prostu nużą. Co mi się podobało, to ukazanie przez autorkę dwóch odmiennych postaw rodziców, którzy zupełnie inaczej zachowują się w obliczu tragedii. Wprawdzie obydwoje „żyją” sprawą zaginięcia córek praktycznie przez całe życie, to w przypadku ojca jest to zwyczajna wegetacja. Matka dziewczynek natomiast, stara się pogodzić z tym co się stało i żyć dalej. Próbuje walczyć o własne szczęście, choć rana w jej sercu tak naprawdę nigdy się nie zabliźni.

Po lekturze, mam wrażenie, że książka Laury Lippman tak do końca nie jest ani dobrym kryminałem, ani dobrą powieścią psychologiczną. Raczej na tym zakończę przygodę z tą autorką.

Moja ocena: 3/6

środa, 9 listopada 2011

Światła września - Carlos Ruiz Zafón

Carlos Ruiz Zafón - hiszpański pisarz, urodzony w 1964 w Barcelonie, debiutował powieścią Książę Mgły. Wydał w sumie cztery książki dla młodzieży, jednak światowy rozgłos przyniósł mu Cień wiatru, skierowany do starszych czytelników.

Tym razem Zafón przenosi nas do roku 1936. Poznajemy Simone Sauvelle, której mąż po  kilku miesiącach zmagań z chorobą umiera, zostawiając żonę z długami i dwójką dzieci, Irené i Dorianem. Nieoczekiwanie kobieta dostaje bardzo atrakcyjną ofertę pracy w małym miasteczku Błękitna Zatoka, położonym w Normandii. Od tej pory Simone ma zarządzać rezydencją niejakiego Lazarusa Janna, wynalazcy i fabrykanta zabawek. W głębi serca liczy też, że w tym malowniczo położonym miasteczku uda jej się uciec od smutnych wspomnień. Czy jednak rzeczywiście los w końcu się do niej uśmiechnął?

Już podczas pierwszej wizyty rezydencja Cravenmoore wydała się rodzinie Sauvelle bardzo mroczna i tajemnicza. Budziła w nich niewytłumaczalny niepokój, a wręcz grozę. Na szczęście wrażenie to szybko zostało zatarte przez bardzo przyjazne usposobienie Lazarus, który okazał się niezwykle miłym gospodarzem. Nikt nawet nie podejrzewał, że jego dom kryje w sobie niebezpieczne moce, które raz uwolnione, będą próbowały zniszczyć szczęście i spokój wszystkich, którzy znajdą się w pobliżu.

Światła września można zaliczyć do książek na tak zwany jeden wieczór. Czyta się ją szybko i z ciekawością. Autor buduje napięcie powoli i stopniowo. Akcja na początku toczy się spokojnie swoim rytmem po to, by pod koniec przyspieszyć i jeszcze bardziej wciągnąć czytelnika w ten mroczny i pełen  demonicznych mocy świat. Jedyne, co mi przeszkadzało podczas czytania to nieodparte wrażenie, że skądś już tę historię znam. Pewnie wynika to z tego, że autor niczym mnie tutaj nie zaskoczył. Wszystko było przewidywalne, jakby toczyło się według utartego schematu.

Domyślam się, że większość osób zdecyduje się na Światła września głównie z uwagi na sławę autora. Moim zdaniem książka jest po prostu dobra. Nie powaliła mnie na kolana, jednak wieczór z nią spędzony zaliczam raczej do udanych. Polecam przede wszystkim fanom Zafóna.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MUZA za co bardzo dziękuję.

Moja ocena: 4/6

niedziela, 6 listopada 2011

Argentyna. Kobieta na krańcu świata - Martyna Wojciechowska

Martyny Wojciechowskiej chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - prezenterka telewizyjna, dziennikarka, redaktor naczelna polskiej edycji magazynu National Geographic. Dla mnie Martyna to przede wszystkim podróżniczka, ciągle odkrywająca nieznane zakątki i zgłębiająca tajniki obcych kultur. Kobieta pełna pasji i determinacji.

Do tej pory z ogromnym zainteresowaniem oglądałam program Kobieta na krańcu świata i przyznam, że z zaciekawieniem podeszłam do książkowego wydania tej serii. Miałam okazję przeczytać egzemplarz poświęcony Argentynie. Niewiele wiem o tym kraju i pierwsze skojarzenie jakie mi się nasuwa to tango i Buenos Aires. Po przeczytaniu tej niewielkiej objętościowo książeczki, nie mogę powiedzieć, że moja wiedza w tym zakresie jakoś spektakularnie się poszerzyła, ale dowiedziałam się kilku naprawdę ciekawych rzeczy i poznałam historię pewnej młodej kobiety o imieniu Edith.

Argentyna to piękne plaże, jeziora, lodowce i tropikalne puszcze. Na zachodzie kraju znajdują się przepiękne góry, natomiast na wschodzie rozpościerają się bezkresne przestrzenie trawiastej pampy. To miejsce jest ojczyzną gauchos, czyli południowoamerykańskich kowbojów. Tam też poznajemy bohaterkę opowieści - dwudziestokilkuletnią Edith. Dziewczyna świetnie jeździ konno, potrafi zaganiać bydło, łapać je na lasso i szczepić, całkiem nieźle gra w piłkę nożną. Zaskakująco dobrze radzi sobie w świecie, który jeszcze do niedawna był całkiem zdominowany przez mężczyzn.

W książce, oprócz historii Edith, możemy znaleźć notatkę na temat historii Argentyny i sytuacji kobiet w tym kraju, informacje przydatne dla turystów, a także ranking dziesięciu miejsc, które koniecznie trzeba zobaczyć. Całe wydanie uzupełniają niezwykle barwne fotografie, dzięki którym łatwiej wczuć się w klimat opowiadanej historii.

Najbardziej spodobał mi się styl pisarski Wojciechowskiej. Przykłada dużą wagę do szczegółów, często wtrąca różne ciekawostki i przez to potrafi zainteresować czytelnika. Pozwala też swobodnie wypowiadać się bohaterce, dzięki czemu mamy możliwość bardziej wnikliwego poznania cząstki  kultury i mentalności argentyńskich gauchos.

Muszę powiedzieć, że do książek podróżniczych w wersji mini podchodzę raczej z dużą rezerwą. Wydaje mi się, że są po prostu za krótkie i rzeczywiście opowieść o Argentynie skończyła się, zanim tak na dobre się rozpoczęła. To jest chyba główny minus tego wydania. Po lekturze mogę też powiedzieć, że wolę Martynę Wojciechowską w wersji telewizyjnej. Wtedy podróż do odległych zakątków świata i losy mieszkających tam kobiet wywołują we mnie więcej wrażeń i emocji, fascynują, wzruszają i zaskakują jakby z podwójną siłą i tego w wydaniu książkowym troszkę mi zabrakło. W każdym razie nie mam zamiaru się tym zrażać i z pewnością zapoznam się jeszcze z innymi książkami z tej serii.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu National Geographic.

Moja ocena: 4,5/6

sobota, 5 listopada 2011

Mały sobotni stosik

Dzisiaj troszkę skromnie, tylko pięć książek, ale za to takich, które bardzo chciałam przeczytać :)


Dwie pierwsze kupiłam niedawno w Matrasie:
1. Cmętarz zwieżąt - Stephen King
2. List w butelce - Nicholas Sparks

Wczoraj po powrocie z pracy czekała na mnie przesyłka z Wydawnictwa MUZA, a w niej:
1. Spadkobierczyni z Barcelony - Sergio Vila- Sanjuán
2. Naga cytra - Shan Sa
3. Światła września - Carlos Ruiz Zafón

Bardzo ucieszyłam się z tych książek i jak dla mnie, taką miłą niespodzianką może zaczynać się każdy weekend :)

A teraz lecę cieszyć się ostatnimi dniami jesieni. Pozdrawiam :)

poniedziałek, 31 października 2011

Dom sióstr - Charlotte Link

Charlotte Link - niemiecka pisarka urodzona w 1963 roku we Frankfurcie nad Menem, wydała łącznie 17 powieści przetłumaczonych na kilkanaście języków. Wszystkie jej książki miesiącami gościły w czołówkach list bestsellerów. Na podstawie kilku nakręcono seriale telewizyjne. Obecnie autorka mieszka w Wiesdbaden.

Barbara i Ralph są tak pochłonięci pracą, że coraz bardziej się od siebie oddalają. Ich małżeństwo właściwie wisi na włosku. Szansą na odbudowanie między nimi relacji i odnalezienie dawnego uczucia ma być wspólne spędzenie Bożego Narodzenia w niewielkim, położonym na odludziu domostwie w północnej Anglii.  Niestety po przybyciu na miejsce okazuje się, że para nie może całej uwagi poświęcić na ratowanie swojego związku, gdyż szalejąca śnieżyca odcina dom od cywilizacji. Barbara i Ralph zostają pozbawieni prądu i ogrzewania. Z każdym dniem powoli kończą się też zapasy jedzenia, rośnie napięcie między małżonkami i wizja uratowania ich związku staję się coraz bardziej odległa. Szalejąca za oknem śnieżyca i brak porozumienia z mężem, skłaniają Barbarę do znalezienia czegoś, co zapełni poczucie samotności i pustki. Niespodziewanie znajduje ona dziennik Frances Gray - zmarłej właścicielki domu. Od razu zabiera się za czytanie, nie spodziewając się nawet, że zapiski skrywają niejeden mroczny sekret Westhill House.

Frances Gray udało się przeżyć obydwie wojny światowe. W dzienniku opisała nie tylko swoją historię, ale także nakreśliła losy całej rodziny. Sama była kobietą o bardzo silnym charakterze, na tyle odważną żeby walczyć o prawa wyborcze dla kobiet. Łamała konwenanse, zawsze miała swoje zdanie i do końca była wierna swoim poglądom. Niestety na skutek kilku pochopnych i nie do końca przemyślanych decyzji straciła szansę na związek z mężczyzną swojego życia. Na tej sytuacji skorzysta natomiast jej młodsza siostra Victoria, która wyszła za mąż za dawnego ukochanego Frances. Pozostaje pytanie: jak ta decyzja wpłynęła na relacje sióstr i jak potoczyły się ich dalsze losy?

Uwielbiam sagi rodzinne i nie ukrywam, że Dom sióstr to dla mnie przede wszystkim świetna powieść obyczajowa. Autorce udało się stworzyć niepowtarzalny klimat, chwilami czułam się jakbym sama mieszkała w Westhill house. Wszyscy bohaterowie są bardzo wyraziści i wzbudzają w czytelniku całą gamę emocji. Mnie najbardziej podobała się postać Frances Gray. Choć niekiedy swoim zachowaniem bardzo mnie drażniła, to jej siła i upór z jakim dążyła do celu bardzo mi imponowały. Jest to dla mnie postać pełna sprzeczności. Z jednej strony uczucia odgrywają w jej życiu ważną rolę. Kierując się nimi Frances często podejmuje działania zupełnie nieakceptowane przez otoczenie, działa jednak w zgodzie z samą sobą. Z drugiej jednak strony bohaterka ta potrafi w niektórych sytuacjach odsunąć od siebie pewne uczucia i robić po prostu to, co należy, a nie to, co podpowiada serce. Jedno jest pewne, obok tej postaci nie sposób przejść obojętnie.

Oprócz bohaterów warto zwrócić uwagę na obraz wojny i jej wpływu na losy poszczególnych postaci. Chociaż walka toczy się w imię ważnej sprawy, to tak naprawdę największą cenę zawsze płacą pojedyncze jednostki. Nie ważne po jakiej stronie się walczy, woja zawsze niesie za sobą ogromną traumę.

Jedyne do czego mogę się przyczepić, to za słabo rozbudowany wątek kryminalny i przewidywalne zakończenie, ale jak na początku wspomniałam traktuję Dom sióstr przede wszystkim jako książkę obyczajową, więc to mi zupełnie nie przeszkadzało. Lekturę z czystym sercem polecam każdemu, kto lubi sagi rodzinne i Anglię, zwłaszcza z czasów pierwszej połowy XX wieku.

Moja ocena: 5/6

wtorek, 25 października 2011

Mroczny szept - Gena Showalter

Gena Showalter - autorka bestsellerowych powieści, znajdujących się na liście New York Times i USA Today. Jednym z jej ulubionych gatunków literackich jest paranormal. Mroczny szept to kolejna, obok Mrocznej nocy, Mrocznej więzi i Mrocznej żądzy, część cyklu Władcy podziemi.

Przed wiekami Władcy podziemi strzegli bogów Olimpu. Za namową jednego z nich - Galena, zabili Pandorę, strażniczkę puszki wszelkiego zła. Za karę wszyscy zostali wygnani z nieba i owładnięci przez demony. Od tamtej pory Galen dowodzący armią Łowców szuka puszki, aby raz na zawsze ją zamknąć. Doprowadziłoby to do śmierci wszystkich Władców podziemi. Nie jest to jednak łatwe zadanie, gdyż Władcy za wszelką cenę chcą dotrzeć do puszki jako pierwsi. Ma im w tym pomóc znalezienie tajemniczych artefaktów.

Podczas jednej z wypraw poszukiwawczych Władcy docierają do piramid. Sabin ratuje tam Gwendolyn, piękną harpię, porwaną i więzioną ponad rok przez Łowców. Od samego początku ta rudowłosa dziewczyna go fascynuje. Sabin jednak odnosi się do niej z rezerwą. Zdaje sobie sprawę, że jest skazany na wieczną samotność. Każda kobieta, która kiedykolwiek coś dla niego znaczyła, ulegała w końcu podszeptom demona Zwątpienia i ostatecznie popełniała samobójstwo. Zrozpaczony wojownik wyrzekł się miłości i całą swoją uwagę skupił na wojnie z Łowcami. Liczyło się dla niego jedynie zwycięstwo. Wszystko zmieniło się w chwili, gdy poznał Gwen. Dziewczyna nie tylko obudziła w nim uśpione dawno uczucia, ale zapanowała nad jego demonem. Sabin natomiast jako jedyny potrafił ujarzmić drzemiącą w jego wybrance harpię. Czy ich uczucie ma szansę przetrwać? Co okaże się dla Sabina ważniejsze: wojna, czy ukochana?

Mroczny szept to czwarta książka z cyklu Władcy podziemi. Wcześniejszych części nie czytałam i w związku z tym miałam obawy, czy uda mi się odnaleźć w tej historii. Na szczęście każdy tom jest tak napisany, że może stanowić odrębną i dosyć sensowną całość, więc nie miałam problemów ze zrozumieniem fabuły. I na tym niestety koniec zalet tej książki. 

Na początek może skupię się na bohaterach. Przede wszystkim pani Showalter zdecydowanie przesadziła z ich ilością. Niektórzy pojawiają się dosłownie kilka razy w całej książce, nie mają praktycznie żadnego wpływu na akcję, więc nie pojmuję, po co wprowadzać dodatkowe zamieszanie. Kolejną bardzo irytującą kwestią jest dla mnie styl wypowiedzi bohaterów. Owszem, książka jest napisana prostym, zrozumiałym jeżykiem, ale pojawia się zbyt wiele wulgaryzmów i wyrażeń potocznych. Największą jednak wadą według mnie jest sama fabuła. Spodziewałam się, że będzie dotyczyć głównie walki między Władcami i Łowcami, liczyłam na rozwinięty wątek sensacyjny i porywającą akcję, a tymczasem cała historia toczy się wokół rodzącej się miłości między Sabinem a Gwen. Miłości to w zasadzie za dużo powiedziane. Jest to raczej pożądanie i to opisane w najbardziej prymitywny sposób z możliwych. Dowodem na to są niewyszukane podteksty czy sceny erotyczne przewijające się przez całą książkę. Nie żebym miała coś przeciwko takim wątkom, ale myślę, że o seksie można pisać w piękny sposób. Tutaj natomiast było to po prostu niesmaczne. Nie lubię kiedy pojęcie miłości tak się umniejsza i spłyca, przedstawiając je jako coś tandetnego i taniego. Podsumowując,  Mroczny szept to książka niestety nie dla mnie.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi SZTUKATER oraz Wydawnictwu MIRA.

Moja ocena: 1,5/6

sobota, 22 października 2011

Ksiądz Rafał - Maciej Grabski

Maciej Grabski - krakowianin urodzony w 1968 roku, z wykształcenia i zamiłowania historyk sztuki, ponadto meloman i fotograf. W roku 2009 po licznych namowach napisał Księdza Rafała, wcześniej ograniczał się wyłącznie do artykułów fachowych.

Gródek to wioska w której życie płynie leniwie, czas odmierzają pory roku i święta, a ludzie są prości, dobrzy i życzliwi. W ciągu dnia najczęściej pracują w polu, a wieczorem lubią zbierać się w lokalnym barze i debatować. Wszyscy doskonale się znają i wszystko o sobie wiedzą. W tej wiejskiej społeczności niewątpliwie ważne miejsce zajmuje ksiądz. Do tej pory w Gródku rolę kapłana pełnił ksiądz Stanisław. Po ponad czterdziestu latach probostwa przyszło mu niestety umrzeć i parafianie z niepokojem i lekką obawą wyczekują swojego nowego duszpasterza. Zostaje nim przystojny i młody ksiądz Rafał Nowina. Mieszkańcy początkowo podchodzą do niego dosyć nieufnie i jedno wiedzą na pewno: nadchodzą zmiany.

A jak w tym wszystkim odnajduje się sam ksiądz Rafał? Oczywiście ma pewne obawy, ale jest też pełen optymizmu, dobrej woli i chęci do pracy. Zdaje sobie sprawę z tego, że trudno mu będzie zaskarbić sobie przychylność wiernych, mających jeszcze w pamięci poprzedniego proboszcza, ale bardzo się stara. I tak mija dzień za dniem, a ksiądz Rafał wciąż zadziwia ludzi. Ma rękę do zwierząt, interesuje się lokalnymi problemami, zawsze służy pomocą i dobrą radą. Ma też zadziwiający dar rozwiązywania konfliktów i godzenia zwaśnionych stron. Mogłoby się wydawać , że życie na plebanii to sielanka, jednak nie do końca tak jest. Życiem Kościoła, tak jak i resztą świata, rządzą układy i powiązania. Księża mają swoje słabości, walczą o władzę, popadają w nałogi. Ksiądz Rafał także funkcjonuje w tym świecie i nie raz jego wiara i cierpliwość będą wystawione na próbę.

Całą akcję książki autor umieścił w latach 70-dziesiątych. Bardzo realnie nakreślił obraz polskiej wsi w tamtych czasach. Trafnie i bez zbędnego koloryzowania ukazał też Kościelny światek. Bohaterowie, choć mają swoje wady, to wzbudzają sympatię czytelnika, no może z wyjątkiem kilku wiejskich dewotek. Główna postać, czyli ksiądz Rafał, jest człowiekiem pełnym dobroci i wiary w ludzi. Wychodzi naprzeciw ich potrzebom i w ten sposób zdobywa ich sympatię i zaufanie. Jest to bardzo pozytywna postać, tak odmienna od obrazu księży w dzisiejszych czasach.

Język i styl wypowiedzi nie pozostawia nic do zarzucenia. Cała historia jest bardzo urokliwa i ciepła. Pozwala odzyskać wiarę w dobroć i bezinteresowność ludzi. W zasadzie książka raczej mi się podobała, chociaż miejscami trochę się nudziłam. W Gródku praktycznie nic się takiego nie dzieje, a monotonne życie mieszkańców tylko od czasu do czasu urozmaicają małe wiejskie sensacje. Nie do końca odpowiadają mi się takie klimaty, ale ostatecznie nie żałuję czasu spędzonego nad tą książką.

Moja ocena: 4/6