środa, 17 kwietnia 2013

Sto dni po ślubie - Emily Giffin


„Miłość to suma wyborów, siła zaangażowania, więzi, które trzymają nas razem.”

Ellen mieszka w tętniącym życiem Nowym Jorku, ma pasjonującą pracę i od stu dni jest szczęśliwą mężatką. Czuje się bezpieczna i kochana, a jej mąż Andy jest mężczyzną niemal idealnym - czułym, opiekuńczym, takim, na którego zawsze można liczyć. Ich związek to prawdziwa sielanka, aż do dnia w którym Ellen przypadkowo spotyka Leo - swoją dawną, wielką miłość. Odżywają w niej wspomnienia, które tyle lat ukrywała głęboko w sercu. Rodzą się też wątpliwości. Czy małżeństwo z Andy’m jest spełnieniem jej marzeń? Czy to rzeczywiście z nim pragnie spędzić resztę życia? Ellen czuje się coraz bardziej zagubiona. Nie chce ranić męża, a jednocześnie jest jej coraz trudniej bronić się przed napływającymi uczuciami, przed tęsknotą za Leo i chęcią zobaczenia się z nim…

Jak skończy się ta historia? Jaką decyzję podejmie Ellen? Czy ważniejsze okaże się dla niej małżeństwo, czy może miłość sprzed lat? Tego musicie się już sami dowiedzieć.

„Ale może właśnie do tego wszystko się sprowadza. Do miłości, która nie jest falą namiętności, lecz decyzją, by poświęcić się czemuś, komuś, niezależnie od tego, jakie przeszkody stoją nam na drodze. I może podejmowanie tej decyzji wciąż, dzień po dniu, rok po roku, mówi więcej o miłości, niż gdyby w ogóle nie było trzeba stawać przed takim wyborem.”

Powieść napisana przez Emily Giffin opiera się na banalnym schemacie i tak naprawdę nie wnosi nic nowego, jednak czyta się ją zaskakująco dobrze. Dlaczego? Na pewno jest to zasługa lekkiego i przyjemnego w odbiorze języka oraz kreacji bohaterów. Najwięcej miejsca pisarka poświęciła postaci Ellen. Poznajemy jej przemyślenia, rozterki i pragnienia. Obserwujemy, jak jedno przypadkowe spotkanie wywraca do góry nogami jej poukładane życie. W fabule pojawiają się też liczne retrospekcje, dzięki którym mamy możliwość poznać przeszłość głównej bohaterki i dowiedzieć się, jak wyglądał jej związek z Leo.

Słabą stroną książki jest natomiast dosyć przewidywalna fabuła, chociaż jeśli chodzi o zakończenie, to przyznaję, że spodziewałam się trochę innego rozwoju wypadków. Poza tym autorka skupiła się praktycznie na jednym wątku, a szkoda, bo przez to akcja momentami była nużąca i myślę, że można ją było z powodzeniem trochę urozmaicić, wprowadzając więcej wątków pobocznych.

Pomimo tych kilku wad, Sto dni po ślubie to historia, która jest w stanie nas zainteresować, a nawet poruszyć, przede wszystkim dlatego, że mogła się zdarzyć każdej z nas. Uświadamia nam, że małżeństwo to nie tylko miłość, ale także trudne wybory, sztuka kompromisu i otwarcie się na potrzeby partnera. Jeśli macie zatem ochotę na kobiecą literaturę -  taką w dobrym stylu, to polecam Emily Giffin.

Moja ocena: 4/6

19 komentarzy:

  1. Mam podobne zdanie co Ty do tej książki. Mile mnie zaskoczyła, wczułam się w rozterki Ellen. A ten cytat jest ciekawy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i oceniłam ją bardzo podobnie do Ciebie - dobra, ale nic specjalnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemnie wspominam lekturę tej książki. Wprawdzie niczym mnie ona nie zachwyciła, ale też i nie zawiodła :)

    OdpowiedzUsuń

  4. Fabuła jak najbardziej dla mnie:) Lubię takie powieści, a mimo to zbieram się zbieram i jakoś nie mogę zabrać się za czytanie tej książki. Leży sobie i czeka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam żadnej książki tej autorki ale się uprzedziłam. Sama nie wiem dlaczego ale traktuję ją trochę jak autorkę lepszych harlequinów - widząc tematykę innych książek i ich ilość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam nic tej autorki, ale powiem że jakoś mnie nie ciągnie ... może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki pomimo tego, że jest dość popularna:) po książkę z pewnością sięgnę, aby zaspokoić swoją ciekawość odnośnie twórczości E.Giffin:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. To moja pierwsza i jak na razie jedyna powieść tej autorki, którą przeczytałam, ale bardzo przypadła mi do gustu. Pewnie dlatego, że w głównej bohaterce widziałam siebie... Pewnie teraz miałabym inne spostrzeżenia na temat tej lektury, ale w tym czasie, kiedy ją czytałam, bardzo spodobała mi się.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwazam, ze to nie jest pozycja dla mnie, ale polece starszym osobniką.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie czytałam żadnej książki tej autorki, ale mam w planach "coś pożyczonego". O tej pozycji wiele słyszałam od przyjaciółki i też zamierzam po nią sięgnąć tylko najpierw trzeba znaleźć czas ! ;) recenzja super !
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Dasz wiarę, że jeszcze nie czytałam żadnej książki Emily Giffin? To dlatego, że moja koleżanka bardzo mi ją odradzała. Ale myślę, że kiedyś może spróbuję, by się przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytałam dziecioodporną i mi sie podobało. Ta pozycja jeszcze przede mną.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ta autorka jak na razie jest mi jeszcze nieznana. W najbliższym czasie nie mam zamiaru tego zmieniać, gdyż ostatnio nie mam ochoty czytać literatury kobiecej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Książka wydaje się być fajna i może kiedyś po nią sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Szukałam czegoś kobiecego na majówkę - leżenie do słońca z taką lekturą z pewnością będzie przyjemne :)

    OdpowiedzUsuń
  16. O autorze słyszałam nie raz nie dwa, przyznam, że nie wiem co mam o niej sądzić. Myślę, że kiedyś się z nią zapoznam, choć raczej nie zacznę od tej pozycji. ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Książki tej autorki nadal przede mną:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Giffin to dla mnie pisarka, która może opisać nawet smażenie jajecznicy, a i tak chętnie o tym poczytam ;) babka ma po prostu talent do pisania o rzeczach prostych i banalnych.

    OdpowiedzUsuń
  19. Całkiem przyjemna kobieca lektura. Chociaż ja z książek Emily Giffin najbardziej lubię 'Coś pożyczonego'. Jest jeszcze lepsze.

    OdpowiedzUsuń