Hubert Klimko- Dobrzaniecki, filozof, pisarz, scenarzysta. Nominowany do Nagrody Literackiej Nike, do Literackiej nagrody Europy Środkowej Angelus. W roku 2007 znalazł się na liście kandydatów do paszportu „Polityki”. Aktualnie mieszka w Wiedniu i pisze scenariusz do jednej ze swoich powieści.
Dwóch mężczyzn i dwie z pozoru odmienne historie... Jednym z bohaterów jest Horst Bartlik- nauczyciel biologii. Pewnego dnia dochodzi do wniosku, że to, co łączy go z żoną, to dwójka dzieci i przyzwyczajenie. Gdzieś po drodze, przez te wszystkie lata spędzone razem, pogubili się. Rozmawiają ze sobą bez słów, mijają się nawet na siebie nie spoglądając i tak mija dzień po dniu. Z czasem Horst przestaje się czuć jak mężczyzna, ogarnia go sfrustrowanie i rezygnacja, milczeniem odpowiada na milczenie żony. Nie szuka nawet wyjścia z tej sytuacji, aż w końcu los wyciąga do niego pomocną dłoń…
Drugim bohaterem jest młody mężczyzna, który opowiada o swoim życiu własnej matce, pogrążonej w śpiączce. Między nienawiścią a miłością do niej jest cienka granica, na której właśnie stoi. Sam nie pojmuje, które uczucie ostatecznie przywiodło go do szpitala. Wykorzystuje moment, kiedy pierwszy raz w życiu matka nie może mu przerwać, powiedzieć że nie ma racji, że się myli, że ona wie lepiej. Wylewa zatem wszystkie swoje żale i frustracje, które tyle lat ciążyły mu na sercu, ale czy to przyniesie mu spokój?
Dwóch mężczyzn i dwie z pozoru odmienne historie… Z pozorów, ponieważ bohaterów łączy ogromna samotność, brak szczęścia i skomplikowane relacje z najważniejszymi kobietami w ich życiu. W przypadku Bartlika jest to żona, która odsuwając się od niego, odebrała mu radość i sens życia. Ich codzienność, wypełniona zdawkowymi rozmowami, jest pozbawiona czułości, której tak mu brakuje i której ciągle poszukuje. W życiu drugiego mężczyzny kluczową rolę odegrała matka. Nadopiekuńcza i zaborcza, potrafiąca jednym słowem zranić aż do głębi, ukształtowała dorosłe życie własnego syna, jego charakter i sposób postrzegania świata. Aż do samego końca nie pozwoliła sie od siebie uwolnić.
Oba przypadki podkreślają, jak ważną rolę odgrywają kobiety w życiu mężczyzny. Drobnymi gestami czy słowami kreują całą rzeczywistość. Mogą uskrzydlać lub wręcz przeciwnie- podcinać skrzydła. I jeszcze jedno- bardzo trudno się od nich uwolnić. Każdy z bohaterów mógłby przecież pójść własną drogą, żyć swoim życiem, żaden jednak tego nie robi. Pozostaje pytanie: dlaczego? Co ich tak naprawdę trzyma przy tych kobietach? Co im każde zawsze do nich powracać i pomimo złamanych serc, ciągle na nowo wybaczać?
Książka zaskakuje ciekawą konstrukcją. Narracja przebiega dwutorowo- poznajemy dwóch bohaterów oraz ich różne historie, które w pewien sposób są ze sobą powiązane. Przeważają monologi. Napisana jest przejrzyście, prostym językiem. Choć porusza bardzo ważne sprawy, nie ma tu ani odrobiny filozofowania, wartościowania, oceniania postaw czy zachowań. Nie ma zagadki do rozwiązania, nie ma nic zaskakującego. Historie, które przydarzyły się bohaterom, zdarzają się na co dzień, często obok nas. Książka jest według mnie refleksją na temat relacji damsko- męskich oraz życia, które nie jest tylko czarne lub białe.
Wart uwagi jest tutaj tytuł powieści- Bornholm, Bornholm. To nie tylko nazwa wyspy, z którą łączą się historie obydwu bohaterów. Dla mnie jest to pewien rodzaj metafory. W książce pada stwierdzenie, "(…) że to miejsce, ta wyspa, działa na tych, którzy się tu urodzili jak echo. Gdziekolwiek będziesz poza nią, zawsze odbije się echem w twoim sercu i wrócisz, nawet jeślibyś z tym miejscem wiązał najgorsze wspomnienia." W powieści taką „wyspą”, do której zawsze i pomimo wszystko się powraca są kobiety. Tytuł można też odebrać w inny sposób- samotnymi wyspami są głowni bohaterowie, nierozumiani i nieszczęśliwi, żyjący wśród ludzi, a jednak w pewien sposób odtrąceni, stojący na uboczu.
Oprócz tytułu ogromne wrażenie zrobiła na mnie okładka. Niebiesko- zielona z postacią chłopca, mająca tyle magnetyzmu w sobie, że nie można przejść obok niej obojętnie. Przynajmniej na mnie takie wywarła wrażenie. Przywołuje na myśl tytułową wyspę oraz styl w jakim napisana jest cała książka- dosyć surowy, „męski”.
Książkę czytałam z ogromną przyjemnością. Podoba mi się, że porusza tematykę trudnych relacji międzyludzkich i skłania do przemyśleń. Polecam każdemu :)
Moja ocena: 5,5/6
Pięknie opisałaś tę książkę:). Bardzo chciałabym ją przeczytać i mam nadzieję, że wkrótce się uda. Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńPo po niedawnej lekturze "Kołysanki dla wisielca", "Bornholm, Bornholm" mam zdecydowanie w planach, choć najpierw chyba poszukam "Rzeczy pierwszych". Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńChcę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńA czytałeś "raz.dwa.trzy"?
hadzia: jeszcze nie czytałam
OdpowiedzUsuńCzytałam, czytałam... Bardzo mi się podobała. Forma i treść była bardzo wciągająca ;)
OdpowiedzUsuńMożliwe, że sięgnę po to dzieło w wolnej chwili :)
OdpowiedzUsuńWszyscy tak zachwalają ze muszę ja w końcu przeczytać ;]
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę z jednego lub dwóch komentarzy gdy widzę pod nową notką, ale niektórzy to mnie notoryczne olewają;/ co mnie wkurza. A co do samej książki to wątpię bym przeczytała, gdyż nie przepadam za polskimi autorami ;)
OdpowiedzUsuńczuję się zachęcona do lektury. nie mam pojęcia kiedy znajdę na nią czas, ale nie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńCzytałam już kilka recenzji tej książki i z każdą jestem bardziej ciekawa, co mnie w niej czeka.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz na moim blogu, mam nadzieję, że jeszcze mnie odwiedzisz, a ja dodaję Cię do odwiedzanych blogów ;)
Hmmm..... może kiedyś jak będzie w bibliotece to przeczytam ;)
OdpowiedzUsuń