"Żal
za tym, czego się nie zrobiło, jest gorszy niż jakiekolwiek błędy, które
popełniamy, doświadczając różnych rzeczy."
Tytułowa
bohaterka - Melody Browne, jako mała dziewczynka przeżyła pożar, ogień zniszczył
jej dom, a co najdziwniejsze pozbawił ją wszystkich wspomnień - Melody nie
pamięta niczego, co wydarzyło się przed jej dziewiątymi urodzinami.
Teraz
jest kobietą po trzydziestce, mieszka w Londynie ze swoim prawie dorosłym synem
i wiedzie spokojne, normalne życie. Któregoś dnia na jej drodze pojawia się
Ben. Mężczyźnie bardzo zależy na spotkaniu z Melody, w końcu wpada na dosyć
nietypowy pomysł i zabiera ją na seans hipnotyzerski. Podczas seansu kobieta
traci przytomność, a kiedy dochodzi do siebie w jej głowie pojawiają się
strzępki dziwnych wspomnień, które wydają się nie mieć żadnego sensu ani
znaczenia. Z biegiem czasu zaczynają się jednak układać w logiczną całość i
odkrywają przed Melody jej prawdziwą historię…
Rozdziały
poświęcone dorosłemu życiu bohaterki przeplatają się z fragmentami dotyczącymi
jej dzieciństwa. Urozmaica to fabułę i utrzymuje odpowiednie tempo akcji.
Całość czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Przyznaję, że w przypadku tej
książki dałam się zmylić różowo-cukierkowej okładce, która od razu skojarzyła
mi się z tanim, głupawym romansidłem. Już po kilku stronach okazało się, że z
romansem to ma niewiele wspólnego, a w Prawdziwej historii Melody Browne
znajdziemy też smutne i wzruszając fragmenty. Niektórzy może nawet doszukaliby
się tutaj jakiegoś przesłania, czy głębszego sensu, ale ja nie będę się tak
zapędzać. Dla mnie jest to przede wszystkim lekkie, babskie czytadło, po którym
jednak nie ma się poczucia zmarnowanego czasu. Jeśli ktoś ma ochotę na jakiś
przerywnik między bardziej ambitnymi lekturami to polecam.
Moja ocena: 4,5/6
Nieczęsto sięgam po babskie czytadła - właśnie dlatego, iż nie przepadam za słodzeniem, szczęśliwą, do bólu romantycznymi historiami miłosnymi. Tak naprawdę wszystkie te książki są takie same. Mimo to czasem (rzadko, ale jednak) człowiek potrzebuje takiego cukrowania.
OdpowiedzUsuńMam kilka książek Lisy Jewell, o tej nawet nie słyszałam, ale brzmi zachęcająco - jak na babskie czytadło! :)
Nie jestem do końca przekonana, ale jak nadarzy się okazja to dam tej powieści szansę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAkurat mam na półce Evansa i zapotrzebowanie na babskie czytadła jest póki co nikłe. Jak na razie dobrze mi idzie z tym selekcjonowaniem bardziej wartościowych książek, także w najbliższym czasie nie przewiduję niczego lżejszego prócz Montgomery ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
chętnie bym przeczytała, ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńmoże innym razem .
OdpowiedzUsuńJak tylko uda się ją upolować to chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńChyba jednak ta książka nie jest dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie na http://aleksiazka.blogspot.com Dzisiaj wpis o książkach bestsellerowych autorów i wiele więcej :) Z chęcią znaleźlibyśmy się na Twojej liście chętnie odwiedzanych blogów, jeśli chętnie nas odwiedzasz i czytasz :)
Pozdrawiam!
Zapowiada się ciekawie, ale raczej się nie skuszę :) Zapraszam na recenzję książki "Marina" // www.studnia-ksiazek.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że okładka mnie zmyliła, ale widzę, że to może być interesująca powieść:)
OdpowiedzUsuńTak jak piszesz - pierwsze skojarzenie przy okładce to romansidło jakieś. Troszkę to pewnie krzywdzące dla książki, bo wiele osób ją przez to odrzuci, sama chyba bym to zrobiła.
OdpowiedzUsuńLubię lekkie książki jako przerywniki, więc jeżeli gdzieś napotkam to nie dam się zniechęcić okładce ;)
Lubię takie książki, więc kiedyś po nią sięgnę
OdpowiedzUsuńciekawa fabuła, chętnie przeczytam
OdpowiedzUsuńLubię, gdy książka ma taka tajemnicę. Będę pamiętać o niej :)
OdpowiedzUsuń