Emma Donoghue - urodzona w 1969 roku w Dublinie. Na tamtejszej uczelni, zdobyła tytuł licencjata z angielskiego i francuskiego. Pracę doktorską obroniła na Uniwersytecie Cambridge. Jest autorką prozy współczesnej i historycznej.
Są książki, które po przeczytaniu odkładamy na półkę i po jakimś czasie po prostu o nich zapominamy. Są też takie, które na długo pozostają w naszej pamięci - szokują, wzruszają, poruszają nieodkryte dotąd struny w naszym sercu. Dla mnie jedną z takich książek jest Pokój Emmy Donoghue.
Jack ma pięć lat i całym jego światem jest Pokój. Tu się urodził, tutaj dorasta i spędza czas ze swoją mamą, dla której z kolei Pokój stanowi więzienie w którym jest zamknięta od ponad siedmiu lat, pułapkę z której nie sposób się wydostać. Pomimo tego, że Jack nigdy nie widział drzew, nie bawił się z innymi dziećmi, nie jeździł na rowerze i nie robił wielu innych rzeczy, będących czymś normalnym dla chłopca w jego wieku, nie czuje się wcale nieszczęśliwy. Każdy dzień dostarcza mu nowych wrażeń. Znajduje czas na naukę i zabawę, na gimnastykę i oglądanie telewizji. Dzięki ogromnej kreatywności swojej mamy, chłopiec rozwija się prawidłowo i jego życie wbrew pozorom jest całkiem normalne. Z czasem jednak Jack zadaje coraz trudniejsze pytania, rośnie w nim chęć odkrywania tego, co nieznane i jego mama powoli zdaje sobie sprawę, że Pokój za chwilę może okazać się dla niego za mały, a wszelkie wyjaśnienia niewystarczające. Czy jednak istnieje jakakolwiek szansa na ucieczkę z niewoli? A jeśli tak, to w jaki sposób tego dokonać?
Pokój to dla mnie przede wszystkim piękna i wzruszająca opowieść o sile matczynej miłości. Autorka w doskonały sposób opisała zdumiewającą więź, jaka łączy matkę z synem. Dla więzionej przez lata kobiety, dziecko okazało się błogosławieństwem - dodało sił, odwagi i determinacji do walki o własne życie. Codzienność okazała się bardziej znośna i nie pozbawiona tak do końca sensu. Paradoksalnie to nie Jack’a było mi żal najbardziej, ale właśnie jego matki. Ona zdążyła poznać smak życia jeszcze przed porwaniem, zdawała sobie sprawę z tego, co utraciła, Jack natomiast urodził się w Pokoju i to miejsce było dla niego wszystkim. Nie miał pojęcia o istnieniu innego świata. Jedyną osobą z jaką miał przez pięć lat kontakt była jego mama, przez co więź, która się miedzy nimi wytworzyła była bardzo silna i nie jestem przekonana, czy w normalnych warunkach mogliby doświadczyć aż takiego przywiązania.
Emma Donoghue otwiera nam oczy na to, jaki wpływ na ludzką psychikę może mieć przebywanie w niewoli. Zmusza też do zastanowienia się nad trudnościami powrotu do normalności. Czasem bowiem upragniona wolność oznacza zmierzenie się z wieloma problemami, a przystosowanie się do życia w społeczeństwie wymaga żmudnej pracy.
Na uwagę zasługuje także sposób narracji. Autorka w tym przypadku oddała głos pięcioletniemu Jack’owi. Poznajemy zatem wydarzenia z perspektywy małego chłopca. Wydaje mi się, że taki zabieg jeszcze bardziej podkreślił tragizm sytuacji w jakiej znaleźli się główni bohaterowie i ukazał ogrom zła, jakie ich spotkało. Zupełnie nie przeszkadzał mi dziecięcy styl wypowiedzi, pełen błędów i dziwnych zwrotów. Zaskakiwała za to logika i inteligencja jaką wykazywał chłopiec. Myślę, że autorce w doskonały sposób udało się wniknąć w dziecięcą psychikę i sposób postrzegania świata.
Po przeczytaniu ostatniej strony jeszcze długo zastanawiamy się jak to możliwe? A przecież takie sytuacje zdarzają się też w prawdziwym życiu, co jeszcze bardziej szokuje i skłania do refleksji. Pokój to jednak, wbrew pozorom, lektura pełna optymizmu i ciepła. Kiedy po raz pierwszy przeczytałam recenzję tej książki, a było to na blogu Kasandry (pozdrawiam serdecznie :) wiedziałam, że to coś dla mnie. Teraz sama z czystym sercem zachęcam każdego do zapoznania się z tą wyjątkowa historią.
Moja ocena: 5/6
Marzę o tej książce. Koleżanka obiecała mi ją przesłać, ale ciągle jakoś przeciąga się to wszystko w czasie. Mam nadzieję, że już niedługo jednak moja cierpliwość będzie nagrodzona i poznam książkę ,,Pokój''.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że swoją opinią zachęciłam Cię do książki. Na mnie też zrobiła niemałe wrażenie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:))
Fajnie jest widzieć, że po tę niesamowitą lekturę sięgnęło tak wiele osób. Niewątpliwie, nigdy o niej nie zapomnę.
OdpowiedzUsuńJuż tyle dobrego słyszałam o tej książce i bardzo chciałabym ją przeczytać. Mam nadzieję, że nadarzy się taka okazja.
OdpowiedzUsuńZ tą dziecięcą narracją to musi by,c bardzo dobry zabieg. spotkałam się z czymś takim w "Idź, kochaj!" Tryzny - choć tak służyło to zupełnie czemu innemu.
Pozdrawiam!
Mam tę książkę na półce, czeka sobie cierpliwie na swoją kolej:)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że to coś dla mnie, i podobnie jak Oleńka ciekawi mnie właśnie ta narracja, głos oddany dziecku. Zapowiada się na świetną lekturę.
Ach muszę ją wreszcie przeczytać bo cały czas przesuwam to w czasie...
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia o istnieniu tej książki. Narobiłaś mi niezłego smaku. ;)
OdpowiedzUsuńTo kolejna recenzja, która coraz bardziej zachęca mnie do kupna tej książki. Z pewnością dostarczy mi dużo wrażeń tylko nie wiem czy moje nerwy to wytrzymają.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce i mam ochotę ją przeczytać. Ciekawi mnie, jak autorka przedstawiła życie pięcioletniego, wiecznie izolowanego chłopca...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Marzę o tej książce! Bardzo fajna recenzja :)
OdpowiedzUsuńCiężko jest napisać naprawdę dobrą książkę o miłości (zwłaszcza tej rodzicielskiej) kiedy już tak dużo ich powstało, ale widzę, że tym razem autorce się udało :) Uwielbiam okładkę tej książki, chciałabym ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Mam już tą książkę i jest ona kolejna do przeczytania.
OdpowiedzUsuńTej pozycji nie da się zapomnieć. Dla mnie była i jest ona wspaniałym odkryciem literackim. Bardzo polecam tym, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z nią :).
OdpowiedzUsuń