Danny
Scheinmann - pisarz, aktor i scenarzysta. Niezwykłe akty prawdziwej miłości to
jego debiutancka powieść.
„Jakie
proste i kruche jest życie - niczym delikatne tchnienie powietrza.”
Dwóch
mężczyzn, dwie niezwykłe historie, które w pewnym momencie autor splata ze sobą,
tworząc pełną emocji opowieść nie tylko o wielkiej miłości, ale przede
wszystkim o stracie, bólu, tęsknocie za
ukochaną osobą i niegasnącej nadziei.
Rok
1917. Moritz Daniecki jest galicyjskim zbiegiem z obozu jeńców wojennych na
Syberii. Zanim został wcielony do armii i wyruszył na wojnę, obiecał dozgonną
miłość Lotte, dziewczynie z którą rozmawiał zaledwie kilka razy. Teraz od
rodzinnego domu i ukochanej dzieli go prawie siedem tysięcy kilometrów i Moritz
decyduje się na wyczerpującą wyprawę przez ogarnięty wojną domową kontynent.
Przy życiu trzyma go jedynie miłość i nadzieja, że po latach w końcu zobaczy
swoją Lotte.
Ponad
siedemdziesiąt lat później, Leo Dankin podczas podróży po Ameryce Południowej
traci swoją dziewczynę Eleni, która ginie w wypadku autobusowym. Leo obwinia
się za jej śmierć i nie potrafi pogodzić się z jej odejściem. Chociaż ma
dopiero dwadzieścia pięć lat i całe życie przed sobą, wydaje mu się, że
wszystko przegrał i nigdy nie będzie potrafił być znowu tak szczęśliwy, jak
wtedy, gdy była przy nim Eleni.
Niezwykłe
akty prawdziwej miłości uważam za bardzo udany debiut Scheinmanna. Chociaż
fabuła jest dosyć przewidywalna i daleko jej do oryginalności, to całość
napisana jest pięknym językiem i czyta się świetnie. Mnie ta opowieść urzekła i
bardzo wzruszyła. Skłoniła też do zastanowienia się nad sensem życia, nad tym
czym jest prawdziwe szczęście. Pokazała, że miłość jest potężną siłą, która
wprawia w ruch cały wszechświat. Może dawać nadzieję, wypełniać nasze dni, być
wszystkim, co mamy. Do tej pory chodzi mi po głowie historia Leo, któremu
śmierć odebrała ukochaną. Jego ból wydaje się przenikać przez karty powieści i
staje się niemal namacalny. Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak trudne musi być pogodzenie
się ze stratą bliskiej osoby, dlatego tym bardziej doceniam to, co mam. Jeśli tak
jak ja lubicie smutne i dające do myślenia historie to zachęcam do lektury.
Moja ocena: 5/6
Obecnie daleka jestem od takich historii ale czasami mam ochotę na taką książkę.
OdpowiedzUsuńZa samą tematyką wojenna nie przepadam, gdyż kojarzy mi się ze śmiercią i okrucieństwo. Dlatego staram się omijać takie książki, ale czasami trafi się interesująca lektura.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna okładka i widzę, że treść także godna uwagi. Z reguły omijam tematykę wojenną, ale dla tej pozycji zrobię jednak wyjątek.
OdpowiedzUsuńzapowiada się bardzo interesująco
OdpowiedzUsuńrozejrzę się za tą książką
pozdrawiam!
Imię Lotte budzi u mnie nieodłączne skojarzenia z "Cierpieniami młodego Wertera" :) Przy okazji - zostałaś oTAGowana na moim blogu. Mam nadzieję, że może zechcesz przyłączyć się do zabawy. Jeśli nie, to nie gniewaj się za tagowanie :P
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam ale na pewno po nią sięgnę przy najbliższej okazji.Twoja recenzja zachęciła mnie do przeczytania tej książki.Dodałam się do obserwowanych ponieważ bardzo podoba mi się Twój język i styl pisania recenzji.Jeśli chcesz dodać się do obserwowanych u mnie będzie mi bardzo miło.Serdecznie zapraszam na:
OdpowiedzUsuńwww.in-world-book.blogspot.com
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejną recenzję.
Lubię takie smutne książki przy których trzeba się trochę zatrzymać. Taka właśnie wydaje mi się ta książka, a więc przeczytam
OdpowiedzUsuńZdecydowanie coś dla mnie, sięgnę przy najbliższej okazji ;)
OdpowiedzUsuńTak. Zdecydowanie takie książki lubię, a skoro dobrze oceniasz, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przyjrzeć się tej pozycji bliżej i wyrobić sobie o niej własne zdanie. :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na taką lekturę, więc jeśli tylko znajdę ją w bibliotece, to na pewno przeczytam!
OdpowiedzUsuńPożyczyłam jakiś rok temu ta książkę z biblioteki i pochłonęłam w 1 wieczór:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do zabawy, w której pozwoliłam sobie Ciebie otagować :)
OdpowiedzUsuńhttp://subiektywnie-o-ksiazkach.blogspot.com/2012/05/otagowani.html
Trochę mnie zaciekawiłaś...muszę poszukać w bibliotekach... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńmonweg.blox.pl
Wysoka ocena, dobra recenzja, fajna okładka... no trzeba się rozejrzeć ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, może jak mi czas pozwoli to sięgnę :)
OdpowiedzUsuńZachęcająca recenzja, ale poszukam książki na dlugie zimowe wieczory.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, ale skoro mówisz, że jest przewidywalna, to jeszcze się nad nią zastanowię.
OdpowiedzUsuńKiedy to przeczytałam "ale przede wszystkim o stracie, bólu, tęsknocie za ukochaną osobą i niegasnącej nadziei." - wiedziałam, że muszę ją mieć.
OdpowiedzUsuńPomimo że jest (jak piszesz) przewidywalna i może mnie nie zaskoczy, myślę, że tego mi trzeba. :)
Odpisując na Twój komentarz u mnie na blogu: nie podobaj Ci się "Kłamczuchy?" :( A to szkoda. Ja serialu nie oglądałam, wolę zawsze zacząć od książki, bo potem najczęściej jest tak, że książka mi się nie podoba (miałam tak z Dexterem). Czy masz w planach recenzować książkę?
OdpowiedzUsuńczasami zamiast nowatorskiego tematu wystarczy dobry sposób jego przedstawienia, dlatego panu Scheinmann'owi chętnie dałabym szansę :)
OdpowiedzUsuń